Tylko jeden kandydat zgłosił się w tym roku na studia z połowów morskich w szczecińskiej Akademii Morskiej. Uczelnia
wprawdzie od dwóch lat nie prowadzi na nie naboru, ale utrzymuje specjalność, licząc na odwrócenie się koniunktury.
- Jako jedyni w Polsce utrzymujemy zarówno połowy morskie, jak i żeglugę śródlądową.
Nie ma tu kandydatów, ale armatorzy stale zgłaszają zapotrzebowanie na absolwentów. Wśród młodych ludzi zainteresowanie tymi zawodami jest zerowe - mówi Katarzyna Opalińska, rzecznik prasowy AM w
Szczecinie.
Rzecznik dodaje, że praca po połowach morskich kojarzy się często z wyplataniem sieci i przetwórstwem. Prawda jednak jest taka, że absolwent połowów morskich może dziś liczyć na 3-5 tys.
dolarów miesięcznego wynagrodzenia, szlify oficerskie i błyskawiczną karierę. Już student na praktyce otrzymuje 1000 dolarów miesięcznie.
W tym roku uczelnia szczegółowo analizowała sytuację. - Niż
demograficzny spowodował, że w Polsce było w tym roku o połowę maturzystów mniej niż pięć lat temu. 23 proc. z nich chciało studiować za granicą, 6 proc. - wybrać studia matematyczno-fizyczne, a 12-14
proc. uczelnie techniczne - mówi Katarzyna Opalińska. - Chociaż rokrocznie w Białej Księdze Gospodarki Morskiej jest 30-40 tys. miejsc pracy, mówienie młodemu człowiekowi, że po studiach u nas ma
gwarantowaną pracę, niewiele daje.
Uczelnia próbuje różnych działań marketingowych. W ubiegłym roku akademickim jej przedstawiciele odwiedzili 168 szkół średnich w całej Polsce. Właśnie jadą do
Zamościa. - Jesteśmy uczelnią państwową, nie stać nas na wysokonakładowe reklamy - przyznaje rzeczniczka. - Niestety, w Polsce nie kształtuje się popytu na fachowców gospodarki morskiej. A ta branża na
świecie świetnie się rozwija. Media ogólnopolskie podają, że polscy rybacy wyprzedają kutry, a nasze uczelnie kształcą dla zagranicznych armatorów. Jednak ci fachowcy żyją w Polsce i tu wydają zarobione
pieniądze.
Młodzież obawia się też pracy na morzu z powodu rozłąki z rodziną (praca marynarza to zwykle osiem tygodni na morzu, osiem na lądzie), nie chce też studiować kierunków technicznych. W
tym roku na Wydziale Mechanicznym jest 108 wolnych miejsc! Ale są też takie specjalności jak logistyka, gdzie o jedno miejsce ubiegają się trzy osoby. - Przyjęliśmy wszystkich, bo uczelnia musi być
elastyczna - mówi Katarzyna Opalińska. - Obserwujemy też, że armatorzy w działającej u nas szkole policealnej kształcą pracowników, płacąc za ich naukę.
Uczelnia ma nadzieję, iż nadejdzie taki czas, że
młodzi ludzie znów zechcą podejmować trudne studia w zamian za gwarancję dobrze płatnej pracy po ich ukończeniu.