Bruksela chce kolejny raz ciąć limity połowowe nie tylko dorszy, ale i pozostałych gatunków bałtyckich ryb. Rybacy będą
więc znów zmuszeni zacisnąć pasa, bo Komisja Europejska twierdzi, że trzeba ratować ryby przed przełowieniem, a nawet zagładą.
Jeżeli poniedziałkowa propozycja Komisji Europejskiej zostanie
zaakceptowana przez kraje członkowskie, to w przyszłym roku w zależności od rejonu unijni rybacy będą mogli złowić na Bałtyku mniej: dorszy (23-33 proc), śledzi (4-20, a na jednym akwenie więcej o 11
proc), gładzicy (15 proc), szprotów (5 proc.) i łososi (0-15 proc).
W ostatnim komunikacie KE ostrzega też, iż stan zarówno zachodniego, jak i wschodniego stada dorszy „dostarcza poważnych
powodów do niepokoju". Nawet silniejsze do niedawna stado zachodnie „po raz kolejny przekroczyło bezpieczne granice biologiczne" - czytamy.
Bruksela obawia się też o łososie. Twierdzi, że
„współczynnik przeżywalności młodego łososia ulega pogorszeniu" i zaleca ograniczenie połowów. „W wyniku zaobserwowanych zmian dorosła populacja tego stada jest skazana w znacznej
części na wyginięcie w ciągu kolejnych kilku lat" - czytamy. Dobrą wiadomością jest natomiast fakt, że na „satysfakcjonującym" poziomie utrzymują się ławice śledzi.
Wniosek Komisji
Europejskiej zostanie poddany pod głosowanie podczas dyskusji na październikowym posiedzeniu Rady ds. Rybołówstwa. Przypomnijmy, że redukcjom - zwłaszcza dorszy - sprzeciwiają się polscy rybacy, a nowy
minister gospodarki morskiej ma nadzieję przekonać do ich racji unijnego komisarza ds. rybołówstwa.