W związku ze zbliżającym się zlotem żaglowców "The Tall Ships Races" w Szczecinie (4-7 sierpnia
br.), warto poznać najsławniejszą imprezę żeglarskiego świata, a mianowicie regaty Americas Cup, które niedawno zakończyły się w Walencji. W tegorocznej edycji zwyciężyła szwajcarska załoga
Alinghi (a broniła tytuł z 2003 r.), która w finale pokonała jacht
Emirates Team New Zealand. W zawodach pojawił się również polski akcent - sternikiem
Desaffo Espańol 2007, który
dotarł do półfinału, był
Karol Jabłoński.
Americas Cup jest imprezą o wielkiej tradycji, datującej się od 1851 r. Wówczas to angielski książę Albert zainaugurował wielką wystawę światową
w Londynie, uświetniającą rewolucję przemysłową i rozwój imperium brytyjskiego. Założyciel New York Yacht Club,
John Cox Stevens, przybył na wystawę jachtem America i wokół wyspy Wight odbyły się
pierwsze regaty na kanale La Manche. Jacht ten rywalizował z 14 jednostkami brytyjskimi - i zwyciężył. Jak głosi legenda, królowa Wiktoria spytała: kto wygrał zawody? Na co otrzymała odpowiedź: jacht
America. Zadała więc kolejne pytanie: kto zajął drugie miejsce? Usłyszała zaś, że takowego nie ma. Sens tej odpowiedzi był jednoznaczny: w regatach tych liczy się jedynie zwycięzca. Od tego czasu
rozpoczęła się wieloletnia historia regat (przerwana jedynie w czasie I wojny światowej), trofeum w postaci srebrnego pucharu otrzymało właśnie nazwę Americas Cup, w hołdzie pierwszemu zwycięzcy.
Regaty odbywają się co 4 lata, zawsze na wodach ostaniego triumfatora. Przez 132 lata zawody wygrywali Amerykanie, więc regaty odbywały się za oceanem. Aż do 1983 r. Wtedy to ich hegemonię przerwał
jacht australijski. Natomiast w 2003 r. wygrał jacht szwajcarski
Alinghi z Genewy, ale ze względu na fakt, że kraj ten nie ma dostępu do morza, wybór padł na Walencję. Trzeba wspomnieć, że o
organizację regat w br. ubiegały się także Marsylia, Malmö czy Trapani na Sycylii.
Tegoroczne zawody rozpoczęły się 16 kwietnia i trwały aż do 3 lipca. W fazie wstępnej regat, zwanej Louis Vuitton
Cup, uczestniczyło 11 jachtów, z których 4 awansowały do półfinału. Rywalizowały tam ze sobą: nowozelandzki
Emirates Team New Zealand, włoski
Luna Rossa, amerykański
BMW Oracle Racing
i hiszpański
Desaffo Espańol 2007. Zwycięzca stanął do batalii z jachtem szwajcarskim.
Same nazwy jachtów mówią, że mamy do czynienia z wielkim światem i stąd też nasz sternik K. Jabłoński,
w wywiadzie udzielonym gazecie
El Pais, przyrównał imprezę do show w Hollywood.
O ile przebieg rywalizacji sportowej jest powszechnie znany, o tyle godne odnotowania są działania miasta i
portu Walencia w związku z tymi regatami. Od momentu przyznania organizacji, do chwili ich rozpoczęcia, Walencja zmieniła się nie do poznania. Dotyczy to nie tylko portu handlowego, który obecnie jest
trzecim co do wielkości w Hiszpanii, po Algeciras i Barcelonie, ale także portu jachtowego i przede wszystkim samego miasta, gdzie czuło się atmosferę wielkiego sportowego święta. Teren regat, stworzony
praktycznie od podstaw, miał powierzchnię 1 mln m2 i obejmował niezliczone restauracje, bary, dyskoteki, sklepy, tereny wystawowe, a także przepiękne ogrody. Główny budynek regat to piękny i widoczny z
daleka 4-piętrowy obiekt, o wysokości 25 m, z otaczającym go ogrodem o powierzchni 107 tys. m2, Trzeba nadmienić, że jeszcze w 2003 r. funkcjonował tam tylko jeden skromny bar dla dokerów portowych.
Nieopodal powstała luksusowa marina umożliwiająca cumowanie 636 jachtów, o długości od 8 do 29 m i wyposażona we wszelkie niezbędne media, jak: woda, elektryczność, sanitariaty i stacje bunkrowe. Z
kolei port pasażerski dysponuje miejscem na 40 superluksusowych jachtów, a tereny regat mają także drogi dla rowerzystów o długości 7 km.
Atmosferę wielkiego święta sportowego czuło się już
zbliżając autostradą do miasta, gdyż o zawodach informowały wielkie banery i drogowskazy, kierujące kibiców w rejon regat. Na terenach położonych blisko portu jachtowego prezentowane były oryginalnej
wielkości kopie jachtów uczestniczących w zawodach, co pozwalało miłośnikom tego sportu z bliska zapoznać się z tymi cudami techniki żeglarskiej. Warto wspomnieć, że ich wersje oryginalne warte są
dziesiątki milionów euro. Na każdym kroku było widać, jak wielki kapitał został zaangażowany w tę imprezę. Wśród sponsorów były bowiem tak znane firmy, jak: Ford, Coca Cola, Nespresso czy luksusowa sieć
hiszpańskich sklepów El Corte Ingles. Jak wiadomo, żeglarstwo jest sportem dosyć skomplikowanym, dlatego też organizatorzy zadbali o jego właściwą popularyzację, a także możliwość śledzenia regat na
bieżąco.
Zainteresowani mogli np. wypłynąć statkami pasażerskimi na redę i ze stosunkowo niewielkiej odległości obserwować rywalizację jachtów. Natomiast transmisja zawodów odbywała się z
wykorzystaniem najnowszych technik, włącznie z kamerami zainstalowanymi na jachtach, pływających w pobliżu katamaranach i ujęciami robionymi z krążącego nad akwenem helikoptera. Transmisja telewizyjna
realizowana była z 33 kamer i dostępna również na bieżąco w Internecie. Dzięki temu, w samym porcie jachtowym, liczba kibiców, którzy obserwowali zawody sięgała 20 tys. Król Hiszpanii, Juan Carlos i
książę Felipe wzięli nawet udział w regatach, w roli pasażera i obserwatora.
Śmiało można powiedzieć, że organizacja regat w Walencji była perfekcyjna, a miasto i port będą zbierać tego owoce przez
wiele kolejnych lat, m.in. poprzez rozwój turystyki, jak miało to miejsce w Barcelonie, po igrzyskach olimpijskich w 1992 r.
Należy więc życzyć organizatorom zlotu żaglowców w Szczecinie, aby
imprezę wykorzystali w tak wspaniały sposób dla dobra miasta i regionu, jak potrafili to zrobić Hiszpanie.