Do dziś - nawet pokryty pianiami rdzy - imponuje posępną wielkością i grozą. Jeszcze niedawno - w drugiej połowie XX w. -
byt ważnym elementem floty wojennej ZSRR. Okręt podwodny U-461, klasy Juliett.
Zbudowany w latach 1961-65 miał na uzbrojeniu - oprócz 18 torped konwencjonalnych - także cztery balistyczne
międzykontynentalne rakiety. Przy długości 86 m i nośności 4,1 tys. ton miał dwa silniki spalinowe po 4 tys. KM, i dwa elektryczne po 6 tys. KM, co zapewniało prędkość na powierzchni 16 węzłów, a pod wodą
18 węzłów. Przy zasięgu 18 tys. Mm mógł z 80-osobową załogą patrolować dowolne morza i oceany, pozostając poza bazą do 90 dni, w tym do 33 dni w ciągłym zanurzeniu, schodząc na głębokość do 300 m! Na taką
wyprawę zabierano m.in. 670 ton paliwa, 44 tony wody słodkiej i 17 ton żywności. Załoga miała do dyspozycji tylko trzy toalety i jeden (!) prysznic.
Wycofany ze służby w 1991 roku nie trafił na
"żyletki", a doczekał się muzealnej emerytury w niemieckim porcie Peenemuende na północnym cyplu wyspy Uznam. Reklamowany jako największy w świecie muzealny okręt podwodny przycumowany jest przy
nabrzeżu pasażerskim, tuż obok Muzeum Techniki Rakietowej, mieszczącym się w byłej hitlerowskiej bazie słynnej z rakiet V-l i V-2. I tak turyści, i plażowicze oglądają dzisiaj obok siebie dwa symbole
niegdysiejszych potęg, które chciały zapanować nad światem - hitlerowskich Niemiec i sowieckiej Rosji. Obie - sprawiedliwością Historii - odeszły w niebyt. Pozostały po nich w różnych miejscach na świecie
muzealne pamiątki. Jak w Peenemuende... Do Peenemuende najłatwiej dojechać uznamskim pociągiem plażowym ze Świnoujścia (stacja końcowa jest po niemieckiej stronie, tuż za przejściem granicznym) albo można
tam popłynąć jachtem, lub pojechać ze Szczecina samochodem przez Anklam lub Wolgast. Można też zajrzeć na www.u-461.de.