Ze zdumieniem oglądałem w telewizji ministra Janika zapowiadającego aresztowanie zarządu holdingu. Rząd nie
uczestniczył w działaniach podgrzewających sytuację w stoczni - zapewniał wczoraj w sądzie były minister gospodarki Jacek Piechota. To już końcówka procesu zarządu Stoczni Szczecińskiej Porta Holding SA.
We wrześniu adwokaci oskarżonych rozpoczną swoje mowy obrończe.
Na ławie oskarżonych zasiada siedmiu byłych członków zarządu holdingu, w tym eksprezes i jeden z wiceprezesów - były wojewoda
szczeciński. Zdaniem prokuratury, zarząd spółki przekroczył swoje uprawnienia i nie dopełnił obowiązków w latach 1999 - 2000, czym naraził stoczniowy holding na szkodę w wysokości ponad 68 mln zł.
Wczoraj - jako jeden z ostatnich świadków w tej sprawie - swoje zeznania składał Jacek Piechota - były minister gospodarki w rządzie Leszka Millera i poseł SLD, przez niektórych z oskarżonych uważany za
jednego z głównych architektów upadku holdingu. Przedstawił swoją wersję wydarzeń. Nie wzbudziła ona większych emocji.
- Pod koniec 2001 r. zarząd stoczni zwrócił się do mnie o pomoc. W styczniu
2002 r. spółka otrzymała 27 mln USD wsparcia. Po kilku miesiącach okazało się, że to nie wystarczy. Wtedy zarząd stoczni przedstawił bankom swoje kolejne oczekiwania. Te z kolei zażądały dodatkowego
wsparcia od Skarbu Państwa. My nie mogliśmy uruchomić dodatkowych gwarancji ze strony Skarbu Państwa. Obawialiśmy się, że pociągnie to kolejne straty - mówił Piechota.
Dodał, że dla rządu nie było
istotne, czy zarząd stoczni był prywatny, czy państwowy.
- Istotne było stanowisko banków: czy podpisują się pod określonym programem naprawczym.
A banki wysoko formułowały oczekiwania, chcąc
zmniejszyć swoje straty - stwierdził były minister.
- Dlaczego rząd w maju 2002 roku twierdził w prasie, że "prywatnym się nie pomaga"? - pytał były wiceprezes stoczni Ryszard Kwidziński.
-
To były błędne wypowiedzi - powiedział Piechota.
- Dlaczego już wiosną 2002 roku minister spraw wewnętrznych Krzysztof Janik publicznie zapowiedział nasze aresztowania? - dopytywał się Krzysztof
Piotrowski, były prezes holdingu.
- Taka sytuacja - przypominam sobie - była w czerwcu 2002 roku. Doszło do tego w dniu kolejnego wiecu w stoczni i skierowania wniosku o upadłość stoczni. Wieczorem ze
zdumieniem w telewizji zobaczyłem tę wypowiedź. Ja wiedziałem tylko wcześniej, że trwa jakieś postępowanie prowadzone przez CBŚ dotyczące sytuacji sprzed lat - powiedział Piechota.
- Czy pewne
działania wokół stoczni były sterowane? - dociekał Piotrowski.
- Ani rząd, ani żaden z ministrów nie uczestniczył w działaniach podgrzewających sytuację w stoczni - zapewniał poseł SLD.
To była
już jedna z ostatnich rozpraw w tym procesie. W lipcu sąd zamierza zakończyć postępowanie dowodowe. A we wrześniu głos zabiorą obrońcy.