Ten miesiąc od lat wyróżnia się w połowach na Zalewie Szczecińskim i Bałtyku... przeciętnością. Połowy rybaków w czerwcu
na tym pierwszym akwenie nie są zbyt obfite, a ograniczają się do dwóch gatunków ryb - płoci i okonia. Płoć co prawda dopisuje, ale jej ceny są, tak jak zresztą od lat, bardzo niskie. Kilogram można
sprzedać w najlepszym przypadku za złotówkę, ale bywa, że nabywcy nie zapłacą za nią więcej niż osiemdziesiąt groszy.
Okoń jest dużo droższy, ale nie występuje - niestety - w takiej ilości co
płoć.
Monotematycznie, jeżeli chodzi o różnorodność gatunków, jest także na Bałtyku. Łowiący na jego wodach rybacy od kilku już tygodni żyją głównie z flądry. Jest jej sporo, ale jej cena jest niska.
Kupcy płacą za kilogram złoty dwadzieścia, góra czterdzieści. Aby rybacy wyszli na swoje, muszą złowić przynajmniej pół tony z jednego "wyjścia" na wodę. A tych "wyjść" jest kilkanaście w
miesiącu.
- Trzeba brać pod uwagę warunki pogodowe i to, że postawione sieci nie mogą stać w wodzie paru godzin, tylko przynajmniej dwie doby. Bo wtedy jest gwarancja, że nie będą puste - mówi Jerzy
Jasicki, rybak z Rewala.
Okazuje się, że na rybach zarabiają najlepiej chyba pośrednicy. Świadczy o tym chociażby cena, jaką płaci duża prywatna przetwórnia z Chojnic - złoty osiemdziesiąt za kilogram
flądry. Rybacy płacą za sprzęt, zatrudnianie ludzi do pomocy itd. itp. Dobrze zarabiają tylko wtedy, gdy przywożą z wody większe ilości ryb.