W sumie 15 procent więcej mają średnio zarabiać pracownicy bezpośredniej produkcji w Stoczni Szczecińskiej Nowej. Wczoraj trzy z czterech
związków zawodowych podpisały w tej sprawie porozumienie z kierownictwem firmy.
Negocjacje w sprawie podwyżek trwały w stoczni od pewnego czasu. Związkowcy domagali się minimum 20 procent więcej. W
zeszłym tygodniu zarząd firmy zaproponował, żeby wszyscy pracownicy automatycznie dostali 3,5 procent podwyżki. Natomiast kolejne 6,5 procent dano by do dyspozycji ich przełożonym. Tak więc średnio na
zatrudnionego wypadałoby 10 procent wzrostu wynagrodzenia.
Wczoraj, na kolejnym spotkaniu z zarządem firmy, proporcje się nieco zmieniły. - 5 procent więcej każdy pracownik otrzyma do stawki
osobistego zaszeregowania. Natomiast kolejne 5 znajdzie się w gestii przełożonych - poinformował Jan Janiec, członek prezydium Związku Zawodowego "Stoczniowiec".
Do tego należy doliczyć ruchy
premiowe związane z podwyżką. A to w sumie może dać całkowity wzrost wynagrodzenia o 15-16 procent.
- Może być tak, że niektórzy nie osiągną tego pułapu, a inni będą powyżej niego. To ma zależeć na
przykład od wydajności - dodaje Janiec. Wczoraj porozumienia z zarządem nie podpisała jeszcze stoczniowa "Solidarność".
Gdy po upadku stoczniowego holdingu w 2002 roku powołano Stocznię
Szczecińską Nową, zarobki załogi dopasowano do możliwości ekonomicznych spółki. Były one o około 30 proc. niższe. Jednak po przystąpieniu Polski do UE stoczniowcy zaczęli masowo wyjeżdżać do pracy w
stoczniach unijnych i norweskich, gdzie mogą zarobić znacznie więcej. Nie wiadomo więc, na ile obecna podwyżka wpłynie na zahamowanie tego zjawiska.