JESZCZE trzy tygodnie temu oficjalnie było wiadomo, że Dni Morza nie odbędą się tego roku. Potem Urząd Miasta zmienił decyzję.
Naprędce przygotowano imprezę - nie obyło się jednak bez wpadek. Tych drobnych i łych poważnych. Zablokowane przejście przez most pontonowy w sobotę wieczorem, problemy z zasilaniem w energię,
niedokładnie posprzątane i zabezpieczone nabrzeże, ogólny bałagan to tylko wybrane sprawy, które zbulwersowały mieszkańców Szczecina.
Mówi Stanisław Grzelak, emeryt ze Szczecina: - Nie rozumiem,
dlaczego zwyczajne wesołe miasteczko nazywało się Dniami Morza, a już zupełnie nie rozumiem, dlaczego miasto za to płaci. Poza oldtimerami i szantami nie było tak naprawdę żadnych akcentów morskich, a już
zupełnie nie zauważyłem promocji Szczecina. Fajerwerki to za mało, a brak wieczornej parady jednostek pływających uważam za skandal. Dodam, że większość krajowych mediów donosiła, że największa impreza o
charakterze morskim odbyła się w Gdyni, gdzie w weekend zacumował jeden z największych statków pasażerskich na świecie.
Monika Wachowiak, studentka ze Szczecina, tak oceniła Łasztownię, gdzie Dni Morza
zorganizowano po raz pierwszy: - Łasztownia ma swój klimat, ale uważam, że w obecnym stanie to miejsce zupełnie nie nadaje się na organizację masowych imprez. Most pontonowy przez Odrę to na pewno
atrakcja, ale w sobotę wieczorem tworzyły się tu masowe korki. Nie wyobrażam sobie, co mogłoby się stać, gdyby doszło do paniki.
Łukasz Celiński, pracownik stoczni, dodawał: - Czytałem, że Dni Morza
mają być poligonem doświadczalnym przed Zlotem Żaglowców. Mam nadzieję, że władze miasta wyciągną wnioski z fatalnej organizacji imprezy, bo inaczej finał The Tall Ships Races zakończy się jeszcze
wielką wpadką.
Kuriozum stała się informacja, że w sobotę na scenie przy Urzędzie Celnym wystąpią zespoły Dikanda oraz Indios Bravos. Okazało się, że muzycy nic nie wiedzieli o tym, że mają koncert.
Tysiące szczecinian przyszło na wczorajszy koncert na Jasnych Błoniach.