LONDYN. Zdaniem policji, wczorajszy pożar słynnego XIX-wiecznego klipra herbacianego "Cutty Sark", stojącego jako statek-
muzeum w suchym doku w londyńskiej dzielnicy Greenwich, mógł być skutkiem podpalenia.
"Na obecnym etapie pożar jest traktowany jako podejrzany. W śledztwie rozpatrujemy różne wątki" - informuje
londyńska policja. Obecnie policja sprawdza zapisy kamer telewizji przemysłowej.
Pożar wybuchł o godzinie 4.45 rano czasu lokalnego (5.45 czasu polskiego) i szybko się rozprzestrzenił. Płomienie i
gęsty dym unosiły się wysoko w niebo nad wybrzeżem Tamizy, gdzie żaglowiec eksponowany jest od ponad 50 lat jako atrakcja turystyczna. Pożar ugaszono po ponad dwóch godzinach, w akcji uczestniczyło 40
strażaków. Nikt nie odniósł obrażeń.
Rozmiary uszkodzeń nie są na razie znane. W związku z przeprowadzanym remontem ze statku zdjęto wcześniej połowę drewnianego pokrycia kadłuba, maszty i koło
sterowe.
Trzymasztową drewnianą (ale o stalowym szkielecie kadłuba) fregatę "Cutty Sark" zbudowano w 1869 roku do transportu pierwszej zebranej w sezonie herbaty z Chin do Londynu trasą wokół
Afryki. Potem statek wykorzystywano przy imporcie wełny z Australii - w trakcie jednego z takich rejsów osiągnął dobowy przebieg 360 mil morskich, co daje średnią prędkość 15 węzłów. Powszechnie uznaje
się, że "Cutty Sark" to jeden z najszybszych i najpiękniejszych żaglowców handlowych świata.
Słynny kliper został później sprzedany armatorowi portugalskiemu, ale w roku 1923 powrócił do Anglii,
odkupiony przez kapitana Wilfreda Dowmana z przeznaczeniem na stacjonarną jednostkę szkolną. W 1954 roku żaglowiec umieszczono w suchym doku. Od ubiegłego roku był niedostępny dla zwiedzających z powodu
remontu.
Przed poniedziałkowym pożarem zakładano, że prace konserwatorskie na "Cutty Sark" potrwają do początku 2009 roku i będą kosztowały 25 mln funtów.