Sklep    |  Mapa Serwisu    |  Kontakt   
 
Baza Firm
Morskich
3698 adresów
 
Zaloguj się
 
 
Szybkie wyszukiwanie
Szukanie zaawansowane
Strona głównaStrona główna
Wszystkie artykułyWszystkie artykuły
<strong>Subskrybuj Newsletter</strong>Subskrybuj Newsletter
 

  Informacje morskie. Wydarzenia. Przetargi
Wydrukuj artykuł

Urodę miały urokliwą

Nadmorski Przegląd Gospodarczy, 2007-05-17
Jeśli sprawy ułożą się pomyślnie, za niecałe dwa lata, w panoramę Stoczni Szczecińskiej Nowej wkomponują się sylwetki dwóch promów, które zamówiła Polska Żegluga Morska. Będzie to nowy element owej panoramy, aczkolwiek w połowie lat 70. stocznia budowała promy pasażersko-samochodowe, zaś na początku naszego wieku zbliżone do nich funkcją - ropaksy. Miały one jednak wymiary i sylwetki różne od tych, jakie będą budowane dla PŻM. Miałem kiedyś długo wyczekiwaną okazję, aby porozmawiać z naszym sławnym okrętowcem, dziś już świętej pamięci - profesorem Jerzym Doerferem. Przewijały się w tej rozmowie także wątki nawiązujące do odległych stuleci, kiedy to statki morskie napędzane były wiosłami oraz zbieranym w żagle wiatrem. Dopiero około połowy XIX stulecia, wśród masztów żaglowych pojawiły się długie, chude kominy świadczące o tym, iż napęd parowy wtargnął na morskie statki. W pierwszej połowie wieku minionego dominował ów napęd we flotach handlowych. Na śródokręciach wyrastały nadbudówki, z tkwiącymi w nich wysokimi kominami. Tak to wyglądało we flocie polskiej jeszcze w początkach lat sześćdziesiątych minionego stulecia, przy czym kształt owych kominów ulegał zmianom. Można się o tym przekonać oglądając historyczne już zdjęcie statku "Oliwa", niedokończonego przez Niemców frachtowca, który przejęty został wraz ze stocznią w roku 1945. Po dokończeniu montażu kadłuba, parowiec ten spłynął na wodę 24 kwietnia 1948 r. Owa data wyznaczyła niejako początek historii polskiego okrętownictwa w Szczecinie. Przypomina więc ona, że kwiecień roku bieżącego wyznacza, jak nietrudno wyliczyć, 59. rocznicę tutejszej stoczni, która - jeśli jej przyszłość pozytywnie wyjaśni się - za rok obchodzić będzie okrągły jubileusz. Z drugą połową minionego stulecia zbiegła się inwazja napędu spalinowego, wypierającego ze statków maszyny parowe. Z pochylni szczecińskiej stoczni zaczęły spływać kadłuby motorowców o nośności ok. 5,5 tys. ton, których serię zapoczątkowała "Krynica". Ach, jakież urodziwe to były statki! Urzekały zarówno kształtem kadłubów, jak i omasztowaniem, a także nadbudówkami przesuniętymi w stronę rufy. A potem, kiedy bez reszty zapanowała era motorowców, z każdym rokiem coraz większych, ich nadbudówki zdecydowanie już powędrowały ku rufom. Tak było z masowcami, chemikaliowcami i z kontenerowcami. Zapotrzebowanie na coraz większe jednostki do przewozu towarów poskutkowało koniecznością zwiększania ładunkowych przestrzeni, a w konsekwencji spychaniem nadbudówek wraz z maszynowniami na samą niemal rufę. Kosztem urody frachtowców, które kształtami kaloszy dziś już niewielu urzekają. Coś za coś. Czyli funkcjonalność kosztem urody. Dziś, kiedy pojawia się na horyzoncie kontenerowiec załadowany po okna sterówki pojemnikami bądź też statek do przewozu samochodów dostarczanych przez ich producenta na zamorski rynek, to wydaje się, że oglądamy pływające komody o kształtach zbliżonych do prostopadłościanów. Według opinii profesora Doerfera, wiek XXI przynieść ma inwazję napędu atomowego, która zaczęta się już w stuleciu minionym, biorąc swój początek we flotach wojennych, zwłaszcza na łodziach podwodnych, a także od lodołamaczy, które miały otworzyć szlak żeglugowy wzdłuż północnych wybrzeży Europy i Azji. Jak się to potoczy w bliskiej i dalszej przyszłości? Czy i na ile sprawdzi się prognoza naszego sławnego okrętowca - profesora Jerzego Doerfera? Nie mógł On przewidzieć zagrożeń dla polskiego okrętownictwa, jakie zamanifestowały się po naszej akcesji do Unii Europejskiej. Czy należało brać pod uwagę rozmiar i charakter restrykcji, jakie może przynieść polskim stoczniom ów doniosły akt w najnowszych dziejach naszego kraju? Czy nie powinna była towarzyszyć temu świadomość, że Unia Europejska to nie jest dobroczynne bractwo, które tylko sypnie kasą niczego w zamian nie żądając? Na pewno jednak nie da się bez zastrzeżeń przyjmować wszystkich nakazów Brukseli pod adresem polskiego okrętownictwa. Według jednego z tych nakazów dwie - z trzech pochylni Stoczni Szczecińskiej, miałyby zamienić się w martwe place. Jak tej egzekucji i jej skutków uniknąć? Trudno pogodzić się z myślą, że ci, którzy powinni byli ową egzekucję przewidzieć i jej zapobiec, nie potrafili tego uczynić, bo nie sposób przyjąć, iż nie chcieli. Gdyby do tej egzekucji doszło, w panoramę szczecińskiej stoczni coraz rzadziej mogłyby wkomponowywać się nowe statki. Można sobie dziś tylko wyobrazić, jak boleśnie przeżywałby taką rzeczywistość profesor Jerzy Doerfer.
 
Ryszard Bogunowicz
 
Strona Główna | O Nas | Publikacje LINK'a | Prasa Fachowa | Archiwum LINK | Galeria
Polskie Porty | Żegluga Morska | Przemysł okrętowy | Żegluga Śródlądowa | Baza Firm Morskich | Sklep | Mapa Serwisu | Kontakt
© LINK S.J. 1993 - 2024 info@maritime.com.pl