Produkcja zbrojeniowa ma uratować portfel zamówień Stoczni Gdańsk. I obronić ją przed drastycznym cięciem mocy - pisze "Puls Biznesu".
Stocznia Gdańsk po niedawnym odłączeniu od Stoczni Gdynia próbuje żyć na własny rachunek. Nie jest jej łatwo. Kolebka "Solidarności", czyli przełomowego dla dziejów Europy ruchu pokojowego,
szuka szansy w produkcji zbrojeniowej. Nie ma innego wyjścia.
- Jednym z naszych akcjonariuszy jest Cenzin. Chcemy dostarczać mu stalowe elementy do różnych typów uzbrojenia. Wystąpiliśmy już o
licencję na produkcję zbrojeniową - mówi Andrzej Jaworski, prezes Stoczni Gdańsk.
Spodziewa się on otrzymania licencji jeszcze w kwietniu. Dzięki niej ma podpisać z Cenzinem kontrakt na dostawy Jakie?
Tego prezes Jaworski nie chce na razie ujawnić. Część stoczniowych ekspertów uważa, że Gdańsk robi błąd, biorąc się do zbrojeniówki - stocznie cywilne zwykle nie wchodzą w tę niszę. Andrzej Jaworski nie
zraża się tym i zapewnia, że dostawy zbrojeniowe będą jednymi z najbardziej rentownych dla jego firmy.
Trudno się dziwić gdańskiej spółce, że nerwowo szuka nowych kontraktów. Portfel zamówień robi się
coraz chudszy. Oprócz kontraktów na konstrukcje stalowe ma ona obecnie tylko jedną umowę na statek - dla Stoczni Gdynia. Na domiar złego pojawiły się przecieki, że firmy nie mogą się dogadać w sprawie
finansowania budowy jednostki.