Sklep    |  Mapa Serwisu    |  Kontakt   
 
Baza Firm
Morskich
3698 adresów
 
Zaloguj się
 
 
Szybkie wyszukiwanie
Szukanie zaawansowane
Strona głównaStrona główna
Wszystkie artykułyWszystkie artykuły
<strong>Subskrybuj Newsletter</strong>Subskrybuj Newsletter
 

  Informacje morskie. Wydarzenia. Przetargi
Wydrukuj artykuł

Bolesne żegnanie szarej strefy

Namiary na Morze i Handel, 2007-04-06

Kilku rybaków z Ustki, zwolenników spiskowej teorii dziejów, w połowie marca br., publicznie wystąpiło z żądaniem powołania sejmowej komisji śledczej, która wskaże osoby odpowiedzialne za złomowanie sporej liczby kutrów oraz napiętnuje Brukselę za jej politykę unicestwiania polskiego rybołówstwa. Działacze z Ustki, z pomysłem powołania komisji śledczej, wyskoczyli akurat w chwili, gdy rybołówstwo przechodziło od Andrzeja Leppera pod skrzydła Rafała Wiecheckiego, ministra gospodarski morskiej, z Ligi Polskich Rodzin, która przecież była przeciwna naszej obecności w Unii Europejskiej. Komisja miałaby wskazać tych rodaków, którzy za unijne srebrniki oddali nasze kutry i łodzie na złom. Inny rybacki prezes, tym razem z Dziwnowa, informacji o polskim kłusownictwie dorszowym nie przyjmuje do wiadomości. "To insynuacja - woła na łamach "Kuriera Szczecińskiego". - W naszym odczuciu, Bruksela chce zniszczyć polskie rybołówstwo (...) Traktujemy to jako politykę obliczoną na wyniszczenie rybołówstwa w Polsce i w krajach ostatnio przyjętych do UE". Wypowiedzi te internauci przyjęli w taki sposób, na jaki one zasługują: kpiarskimi komentarzami. Duża część polskich rybaków miała nadzieję, że wraz z naszym przystąpieniem do UE znikną nabrzmiałe problemy tej branży. Kłopoty nie zniknęły, na wybrzeżu nie nastał unijny raj. Ale po 2 latach i kilku miesiącach (bo finansowe programy unijne ruszyły nie w maju, lecz w końcu 2004 r.) sytuacja polskich rybaków i rybołówstwa znacząco się zmieniła. Jedni dostrzegają poprawę położenia ekonomicznego rybaków i armatorów, inni boleją nad spadkiem liczby kutrów i łodzi w kraju, który kiedyś marzył o mocarstwowej flocie rybackiej. Statki na złom Główną zmianę w rybołówstwie w latach 2004-2006, widać gołym okiem w portach, gdzie cumuje znacznie mniej statków, niż kilka lat temu. Stało się w Polsce to, co wcześniej przeżyła Dania, Szwecja, Niemcy, Hiszpania: doszło do wycofania z eksploatacji setek jednostek rybackich. U naszego bliskiego sąsiada, w porcie Nexő na Bornholmie, dawniej stacjonowało kilkadziesiąt kutrów rybackich, obecnie nabrzeża są puste, magazyny rybackie nieczynne. W latach 70. i 80. wszystkie państwa rozbudowały flotę rybacką, nastawioną na połów dorszy, które szybko stały się gatunkiem zagrożonym. Potem dość zgodnie państwa nadbałtyckie zaczęły wprowadzać ograniczenia i zabiegi ochronne. Ustalono limity połowowe na poszczególne gatunki ryb, wymiary ochronne, okresowe zakazy połowu dorszy, wielkości oczek sieci, wreszcie kilkumiesięczne zakazy połowu. W 2004 r., w Polsce, także wprowadzono radykalny program zachęt do likwidacji części floty rybackiej. Zasoby dorszowe Bałtyku gwałtownie zmalały. Jeszcze w 1980 r. Polska łowiła 120 tys. t dorszy. W ub.r. rybacy z naszego kraju mieli prawo do połowu jedynie 15,3 tys. t. Charakterystyczne jest to, że gdy porcja dorszy do złowienia zmalała prawie dziesięciokrotnie, flota kutrowa nie uległa większym zmianom. Koniecznością było zlikwidowanie (w praktyce: złomowanie) co najmniej 45% potencjału (nakładu - jak to się modnie określa) połowowego. Rybacy chętnie przystąpili do programu złomowania kutrów i łodzi, w zamian za wysokie rekompensaty oraz odszkodowania za utratę pracy. Pieniądze - często było to 1-1,5 mln zł - zainwestowali w hotele i pensjonaty. W rezultacie, między 2004 i 2006 r., liczba statków spadła z 1243 do 877, czyli o 366 jednostek. Stan floty łodziowej zmienił się z 845 w 2004 r., do 657 w końcu 2006 r. - ubyło 188 jednostek różnej wielkości, od małych, 6-metrowych, po 12-metrowe. Szczególnie istotna jest redukcja floty kutrowej, czyli statków o kadłubach powyżej 16 m. Z floty liczącej w 2004 r. 394 kutrów, zostało w 2006 r. 220 jednostek. Najwięcej wycofano statków starych: 70 kutrów 17-metrowych, budowanych głównie w latach 50. oraz 60 burtowych kutrów 24-metrowych, także w wieku ok. 40 lat. Biorąc pod uwagę tonaż statków oraz moc silników, możliwości połowowe naszej floty zmalały o 50%. Słowem, na każdy eksploatowany teraz statek przypada kilka ton dorszy więcej, niż w latach poprzednich. Zwiększenia połowów i poprawy wyniku ekonomicznego doświadczyły już łodzie rybackie. Ich połowy w ub.r. wzrosły średnio z 21,5 do 23,6 t ryb. Bałtycka porcja białka W 2006 r. nasze połowy bałtyckie wyniosły 104,9 tys. t i były o 19,5 tys. t niższe (16%) niż przed rokiem. Połowy szprotów spadły o 25%, storni (flądry) - o16%, ale o 18% wzrosły wyładunki dorszy. Część kutrów wycofała się z połowu szprotów, bo dorsze są bardziej opłacalne, a przy tym mniej pracochłonne. W ostatnich dwóch latach na uwagę zasługuje wzrost połowów fląder - do 11,1 (2005 r.) i 9,4 (2006 r.) tys. t. Dawniej łowiliśmy rocznie 5-6 tys. t. Jest spory popyt na te ryby, zarówno na rynku krajowym, jak i w eksporcie. Flota polska goni za dorszami i łososiami, gardząc kilkoma innymi gatunkami. Nie wykorzystujemy limitów na połowy śledzi i szprotów. W 2006 r. mieliśmy prawo złowić 123,5 tys. t szprotów, a złowiliśmy 55,9 tys. t, co stanowi 45,3%. Wykorzystaliśmy niewiele ponad połowę (57%) limitu śledziowego, odławiając 20 tys. t (limit 35 tys. t). Wykorzystaliśmy zadowalająco (83,7%) limit łososiowy i w 100% - limit dorszowy. Niepełne wykorzystanie limitów rybacy tłumaczą niskimi wydajnościami na łowiskach, zmniejszeniem liczby statków nastawionych na połowy szprotów i śledzi, sporą liczbą dni sztormowych. Dostosowanie liczebności floty do ubogich zasobów dorszy jest najważniejszym dokonaniem w ostatnich latach. Obecnie (w marcu br.) mamy dokładnie 215 kutrów. Każdy z nich chce łowić dorsze. Eksploatacja kutra staje się opłacalna dopiero przy połowach rocznych 60-120 t dorszy i kilku ton fląder, troci, łososi. Tymczasem, obecnie na kuter przypada średnio 45 t dorszy (z kwoty dorszowej dla Polski wynoszącej 15 tys. t trzeba zarezerwować dla łodzi ok. 5 tys. t). Istniejąca flota kutrowa jest w stanie łowić rocznie nie 10 tys., lecz 60 tys. t dorszy! Znaczna część kutrów - ze względów ekonomicznych - łowi więcej, niż przyznana armatorowi indywidualna kwota połowowa. Słowem, część rybaków decyduje się na działalność w szarej strefie, nie rejestruje połowów dorszowych. Jest to działalność ryzykowna, zagrożona karami finansowymi. Ale prawdopodobieństwo przyłapania szypra na fałszowaniu zapisów o połowach jest niewielkie, bowiem inspektorzy rybołówstwa są w stanie skontrolować tylko ok. 5% ryb wyładowywanych w portach. Ile dorszy w morzu? Kto czyta gazety codzienne na wybrzeżu, co i rusz natknie się na wypowiedzi dwóch prezesów rybackich z Ustki i Dziwnowa o tym, że na polskich rybaków uwzięła się najpierw Międzynarodowa Komisja Rybołówstwa Morza Bałtyckiego, a po jej rozwiązaniu - Międzynarodowa Rada Badań Morza (ICES). Według tych prezesów, międzynarodowe ciało, złożone z pracowników nauki, posługuje się statystykami z sufitu, głównie dlatego, by zniszczyć polskiego rybaka. Twierdzą oni, że dorszy w Bałtyku jest dużo, kwoty połowowe dla Polski ustalono na poziomie rażąco niskim. Czy prezesi mają rację? - Szacunki zasobów dorszy są dokonywane co roku - i to ze szczególną starannością - wyjaśnia dr Zbigniew Karnicki, zastępca dyrektora Morskiego Instytutu Rybackiego w Gdyni, uczestnik wielu konferencji w sprawie zasobów ryb w Bałtyku. - Placówki naukowe z poszczególnych państw bałtyckich, także z Rosji, dwa razy w roku, przy pomocy statków badawczych, sporządzają fotografię zasobów dorszy. Badania są przeprowadzane na przełomie zimy i wiosny oraz jesienią. Na tej podstawie, określa się liczebność dorszy i liczebność poszczególnych roczników. Ponadto, pracownicy naukowi pobierają dane i próbki z wyładunku ryb w portach i na przystaniach. Dane z poszczególnych placówek badawczych i państw są przekazywane do Międzynarodowej Rady Morza. Tam przeprowadza się analizy - i na tej podstawie formułuje się rekomendacje na następny rok oraz prognozy na kilka lat. Dodam, że w pracach uczestniczą także naukowcy z USA, Kanady, Wielkiej Brytanii i Rosji. Dr Karnicki zgadza się z rybakami, że w naszych wodach jest dużo dorszy. Ale są to ryby małe, młode, w wieku 2 lub 3 lat, które jeszcze nie odbyły tarła. Oznacza to, że warunki do rozrodu w Bałtyku są dobre, ale właśnie te dorsze masowo wyławiają rybacy. W rezultacie, bardzo niewiele ryb jest w takim wieku, gdy powinny przystępować do tarła. Stado dorszy nie odnawia się, przeciwnie - maleje. Bez pobłażania Prasę, radio, telewizję obiegła informacja z Brukseli o tym, że rybacy wszystkich krajów bałtyckich przekraczają limity połowowe dorszy, a najwięcej rybacy polscy. Polacy mają o 48,7% przekraczać dozwolone normy, Szwedzi - o 21,4%, Litwini - o 15,6 % itd. Szacunek ten jest niedoskonały, orientacyjny, trzeba go traktować jednak jako ważny sygnał do zajęcia się kłusownictwem. Już poprzednio zdarzały się takie cuda, że w portach było więcej dorszy, niż wskazywały na to dokumenty ze statków. Komunikat z Brukseli o kłusownictwie dorszowym jest zapowiedzią radykalnej polityki UE, jaka będzie realizowana przez 5-10 lat. Europejskiej polityki ekologicznej nie zahamuje kilku antyunijnych polskich krzykaczy, ani minister sceptycznie odnoszący się do Wspólnoty. Zmierza ona do odbudowy stada dorszy w Bałtyku. Stan dorszy, szczególnie we wschodniej części Bałtyku (od linii Bornholm - Mrzeżyno), jest wręcz krytyczny. Wieloletni plan unijny przewiduje zwiększenie liczby dni, kiedy nie wolno łowić dorszy. W tym roku zakaz połowów obejmuje 143 dni, w tym 2 miesiące wakacyjne, od 1 lipca. Drakońsko ma być zaostrzona walka z wszelkimi formami kłusownictwa, z szarą strefą i łowieniem niewymiarowych "bolków". Za połowy nierejestrowane będą zaostrzone kary dla szypra i armatora. Przewiduje się też, że kwoty na następny rok będą pomniejszone o wykryte połowy nielegalne. Kraj taki, jak Polska, może (z roku na rok) z tego powodu stracić nawet kilka tysięcy ton dorszy. Co dalej? Nadal zbyt liczna flota goni za niewielkim stadem ryb. Na pewno, w najbliższych latach, zdecydować się trzeba na wyłączenie z rybołówstwa pewnej, niewielkiej liczby najstarszych kutrów. Po to, by na każdy pozostający w eksploatacji statek przypadała większa porcja ryb, a dochody rybaka były takie, jak jego kolegi w Danii lub Hiszpanii. Stan floty przybrzeżnej powinien utrzymać się na poziomie niewiele zmienionym, bo jest to połów selektywny, dokonywany sprzętem biernym, oszczędzający ryby młode, a przy tym, dostarcza ryby najświeższe, zapewniając pracę wielu mieszkańcom osad nadmorskich. Trzeba skończyć z pogardą dla szprotów, które mają dobre ceny, zarówno w kraju, dla celów konsumpcyjnych, jak i w zagranicznych fabrykach mączki rybnej. Jako marnotrawstwo trzeba określić niskie wykorzystanie kwoty połowowej śledzi. Jeśli w naszej części Bałtyku przestaniemy wyławiać małe dorsze i pozwolimy im odbyć rozród, to na pewno po kilku latach dostrzeżemy oznaki odradzania się tego gatunku. A to już krok do podwyższenia limitów połowowych.
 
Józef Narkowicz
Namiary na Morze i Handel
 
Strona Główna | O Nas | Publikacje LINK'a | Prasa Fachowa | Archiwum LINK | Galeria
Polskie Porty | Żegluga Morska | Przemysł okrętowy | Żegluga Śródlądowa | Baza Firm Morskich | Sklep | Mapa Serwisu | Kontakt
© LINK S.J. 1993 - 2024 info@maritime.com.pl