Sąd Najwyższy definitywnie zakończył spór między Polskim Ratownictwem Okrętowym a gminą Świnoujście o oczyszczanie
Mulnika. Obie strony żądały od siebie po kilka milionów złotych. SN oddalił kasację RPO uznając, że umowa na oczyszczanie basenu z min była od początku nieważna.
Sprawa Mulnika ciągnęła się w sądach
przez kilka lat. W 2005 roku zapadł pierwszy wyrok. Wówczas sąd oddalił powództwo obu stron, zarówno RPO, które domagało się 2 mln zł, jak i gminy żądającej 4 mln zł. Podkreślono przy tym, że oczyszczanie
basenu należało do organów administracji morskiej i gmina mogła na mocy porozumienia przejąć to zadanie. Niestety, zrobiła to źle. Umowę z PRO podpisał bowiem zarząd Świnoujścia na czele z prezydentem
Krzysztofem Adranowskim w 1996 roku, a powinna Rada Miasta. Z takiego wyroku nie było zadowolone PRO, które odwołało się do sądu wyższej instancji, a potem do SN. Bezskutecznie. Były prezydent Świnoujścia
Stanisław Możejko, który zerwał umowę z PRO i uczestniczył w procesie, uważa, że teraz osoby odpowiedzialne za wielomilionowe straty powinny stanąć przed sądem.
- Przecież dotacje na oczyszczanie
Mulnika pochodziły od Skarbu Państwa oraz Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. To te strony powinny dochodzić utraconych kwot, a to było 8 mln zł. Ktoś powinien za to stanąć przed
sądem - twierdzi S. Możejko.
Pierwsze kontrowersje wokół umowy na oczyszczanie Mulnika pojawiły się w 1999 roku, gdy Najwyższa Izba Kontroli dopatrzyła się szeregu uchybień w oczyszczaniu basenu. Gmina
wypowiedziała umowę PRO, a ówczesny prezydent S. Możejko osobiście rozbroił minę nr 16 na dowód, że ratownicy wyłudzają pieniądze za fikcyjne prace. PRO miało podrzucać do basenu m.in. miny. Za każdą
wydobytą ratownicy otrzymywali 100 tys. zł, a za wrak ok. 400 tys. zł. Mulnik oczyszczono łącznie z 15 min morskich, 91 beczek z substancjami chemicznymi oraz 8 ton amunicji.