Ekolodzy proponują, aby kontrolować drogę ryb konsumpcyjnych, a zwłaszcza dorsza, w drodze z morza na nasze stoły. Ma
to, ich zdaniem, ukrócić nielegalne połowy tych ryb i zapobiec wytrzebieniu ich w Bałtyku.
- Wprowadzenie systemu umożliwiającego śledzenie pochodzenia ryby "od morza do stołu" pozwoliłoby na
odbudowanie populacji dorsza, zwiększyłoby przychody rybaków łowiących zgodnie z prawem, a w przypadku sprzedawców i konsumentów dało pewność legalnego pochodzenia towaru - uważa Ewa Milewska, kierownik
projektu "Zrównoważone rybołówstwo" w organizacji ekologicznej WWF Polska.
Według WWF, system kontroli pochodzenia pozwoliłby na stwierdzenie, czy ryba pochodzi z legalnego źródła.
"Dotyczyłby wszystkich ogniw łańcucha dostaw - od rybaka, poprzez pośrednika, przetwórcę, aż do końcowego sprzedawcy. Podobne systemy już funkcjonują w sektorze spożywczym dla mięsa i jaj" - informuje
organizacja.
Taki system istnieje już w Unii Europejskiej, ale na papierze, gdyż kary za nielegalne połowy są zbyt niskie, aby zniechęcać niesfornych rybaków. WWF liczy, że na spotkaniu Bałtyckiego
Regionalnego Komitetu Doradczego (28-29 marca) w Kopenhadze ministrowie z krajów UE zajmą się tym tematem. Ekolodzy wzywają też unię do wprowadzenia wyższych i ujednoliconych kar za nielegalne połowy we
wszystkich krajach członkowskich.
Zieloni twierdzą, że ryb może zabraknąć na trzech czwartych łowisk na świecie. W wyjątkowo trudnej sytuacji znalazł się smaczny dorsz. Połowy tego gatunku na
świecie spadły w ciągu ostatnich trzydziestu lat o 70 procent i mimo limitów np. we wschodnim Bałtyku nadal łowi się go o 35-45 proc. więcej niż podają oficjalne statystyki. "Blisko co drugi dorsz
złowiony w Bałtyku pochodzi z nielegalnych połowów! Niestety, według doniesień Komisji Europejskiej, Polscy rybacy zajmują pierwsze miejsce w tych niechlubnych statystykach" - twierdzą obrońcy
środowiska.
Przeciw takiemu podejściu zdecydowanie protestują polscy rybacy, którzy uważają że dorsza jest dość, tylko jego stada są źle szacowane.