Rozmowa z Jerzym Uziębło, dyrektorem Biura KIGM
Międzynarodowa konferencja konsultacyjna, zorganizowana 21-23 lutego br., w
Sopocie, przez Ministerstwo Gospodarki Morskiej, a poświęcona edukacji i stworzeniu atrakcyjnego wizerunku zawodu marynarza, wywołała duże zainteresowanie w środowisku ludzi morza.
- W jaki sposób
Krajowa Izba Gospodarki Morskiej chciałaby się włączyć w popularyzację szkolnictwa morskiego w naszym kraju?
- Główne pytanie konferencji: jak podnieść prestiż zawodu marynarza? - pozostało w zasadzie
bez odpowiedzi, natomiast bardzo profesjonalnie przedstawiono problemy kształcenia ludzi dla floty światowej. Są tu pewne rozbieżności co do potrzeb, ponieważ mówi się o 35 tys., nawet 45 tys. oficerów,
którzy będą potrzebni do obsadzenia nowych i istniejących już statków. Często powtarzana jest opinia, że polski podatnik płaci za kształcenie oficerów dla obcych armatorów, ponieważ polska flota jest
szczątkowa. To tylko część prawdy, bo ci ludzie, którzy wyuczeni są w naszych szkołach, są - z jednej strony - naturalnymi ambasadorami Polski, polskiej edukacji i myśli technicznej za granicą, a z
drugiej strony - zarabiają pieniądze, które następnie wydają i inwestują w kraju. Jest to niebagatelna kwota, bo wynosząca 1 mld USD rocznie.
To jednak nie wyczerpuje możliwości innego spojrzenia na
finansowanie morskiego kształcenia i na tej konferencji padły słowa, że należy sięgnąć do funduszy Unii Europejskiej, która przeznacza pieniądze na aktywizację regionów zaniedbanych ekonomicznie. W Polsce
także mamy takie regiony, dlatego ich mieszkańcom moglibyśmy za te pieniądze stworzyć szansę zdobycia dobrego zawodu. Chodzi tylko o to, by do nich dotrzeć i przekonać, że zawód marynarza ma perspektywę.
Znając ten rynek i jego możliwości wiem, że potrzeby będą duże, przynajmniej na kilkanaście czy kilkadziesiąt lat. Trzeba trochę zmienić profil kształcenia i uwzględnić dziedzinę, którą nazywamy
górnictwem morskim, a która w języku angielskim nosi nazwę offshore. Ma ona ogromne potrzeby, stąd budowanych będzie wiele statków do obsługi morskich platform wiertnicznych.
Do tego mamy publiczne
media, które w sposób naturalny powinny promować morze i jego możliwości zawodowe. Odnoszę jednak wrażenie, że przestało ono być obecne w tych mediach w takim wymiarze, na jaki zasługiwałaby jego ranga i
praca z nim związana. Jest to temat, za którym chciałbym lobbować, dlatego że KIGM działa w imieniu i na rzecz swoich członków, a są wśród nich także liczne uczelnie. Oprócz akademii morskich w Gdyni i
Szczecinie, mamy Akademię Marynarki Wojennej, która w dużym stopniu kształci kadry dla cywilnych potrzeb, szeroko rozumianego, morza. Do tego dochodzą prywatne szkoły, jak Szkoła Morska w Gdyni czy
technika morskie w Kołobrzegu i Darłowie. Przy czym, to ostatnie przygotowuje kadry nie tylko dla rybołówstwa. Musimy po prostu "zrobić remanent": co posiadamy i co moglibyśmy uczynić, żeby
wykorzystać obecną koniunkturę w światowej gospodarce morskiej i by ludzie w Polsce zarabiali godne pieniądze.
- Wielu marynarzy nie chce pracować na morzu aż do samej emerytury, lecz po kilkunastu
latach chcą osiąść na lądzie i na nim kontynuować pracę. Zwykle są jeszcze w sile wieku, ale nie zawsze mogą znaleźć zatrudnienie w zawodach morskich i nie zawsze adaptacja na lądzie przebiega
bezkonfliktowo. Czy Izba widzi potrzebę przyjścia im z pomocą?
- Uważam, że na statkach trzeba stworzyć takie warunki, które by nie powodowały skracania okresu pływania, czyli zatrudnienia na morzu.
Niektórzy armatorzy proponują system zatrudnienia: trzy tygodnie pracy -trzy odpoczynku, czy cztery na cztery, lub dwa miesiące na dwa miesiące. Trzeba przyznać, że jest to korzystne, gdyż zachęci to do
dłuższej pracy na morzu. W przeciwnym wypadku, będziemy dostarczali tylko młode kadry, oficerów niższych rangą, bo przecież kapitanem czy starszym oficerem, lub starszym mechanikiem, nie zostaje się w rok
po szkole. Trzeba by zatem wpływać na działania armatorów, ale rozwiązania i tak dyktują im warunki rynkowe. Siła sprawcza Izby jest zbyt mała, zęby oczekiwać skutecznych działań w tym zakresie. Na pewno
jest to problem, którym należałoby się bliżej zająć.