W trzech tomach, jakie ukazały się drukiem na przestrzeni lat 2003--2006, autor ujął ok. 25 tys. dokumentów Izb Morskich z
Gdyni i Szczecina. Praca jest zwieńczeniem blisko 20-letniego pasjonackiego dochodzenia, bogato ilustrowana archiwalnymi zdjęciami. Opisane zostały w niej niemal wszystkie wielkie tragedie i katastrofy
morskie polskiego rybołówstwa w okresie minionego półwiecza. Książka ukazała się nakładem Fundacji Promocji Przemysłu Okrętowego i Gospodarki Morskiej pod patronatem Jego Magnificencji prof. Józefa
Lisowskiego, rektora Akademii Morskiej w Gdyni, w serii Księgi Floty Ojczystej.
"Tragedie rybackiego morza" - taki jest tytuł arcyciekawej książki Ryszarda Leszczyńskiego, w której, wbrew jej
tytułowi, rozlewa się na 1700 stronach nie jedno morze, a wiele z tych, na których poławiały polskie statki. Te najmniejsze, czyli łodzie i kutry, a także słynne lugrotrawlery o nazwach ptaszków. Pisze w
swej książce Ryszard Leszczyński o trawlerach unrowskich, o nazwach gwiazd i gwiazdozbiorów - statkach z długimi, piszczałkowatymi kominami. Były to trawlery uczestniczące w połowach ekspedycyjnych, to
znaczy w oparciu o statki-bazy, a działo się to na łowiskach Morza Północnego, w latach pięćdziesiątych i w połowie sześćdziesiątych. Do eksploatacji zaczęły wówczas wchodzić trawlery parowe, budowane w
naszych stoczniach. Autor nie pomija w swojej książce rozległego epizodu tak zwanych rufowców, które zapoczątkowały w polskiej flocie dalekomorskiej, stosowanie technologii połowów z rufy. Epizod ów
przedstawiony został, jak inne w tej książce, jako tło wydarzeń w pracy i życia załóg. Po rufowcach, na morzach i oceanach, a więc i na stronach książki pojawiają się trawlery-zamrażalnie i pływające
przetwórnie. Jest to kolejny, znaczący etap w dziejach polskiego rybołówstwa dalekomorskiego oraz w życiu i pracy naszych rybaków. Do rozrzuconych po morzach i oceanach polskich jednostek łowczych
docierały chłodniowce Transoceanu, by zabrać partie ryb i przetworów do kraju, a także dostarczyć załogom tych jednostek niezbędne do życia i pracy rzeczy. Na morzach: Północnym, Norweskim, na północnym
Atlantyku, łowiskach marokańskich, Zatoce Gwinejskiej i u wybrzeży Namibii, na wodach antarktycznych, na łowiskach nowozelandzkich, wzdłuż brzegów zachodnich Ameryki Południowej, zachodniej Kanady, w
rejonie Alaski i na morzach Ochockim oraz Beringa. Było to rybołówstwo o wymiarze światowym. Dziś już tylko ślady po nim pozostały. Pozostały także po ludziach floty dalekomorskiej i jej statkach, w
pamięci tych, którzy poświęcili temu rybołówstwu najlepsze lata swojego życia. Ale nie tylko o ludziach jest w książce mowa. Autor poświęca wiele uwagi tragediom, jakie zapisały się w dziejach całego
polskiego rybołówstwa. Owe tragedie dotknęły setek naszych rybaków. Tych, których zabrało morze z "Cyranką" i "Czubatką" oraz z innymi jednostkami łowczymi, jak również rybaków z bałtyckich kutrów
i łodzi. Z dokumentami izb morskich, poświęconymi każdej z tragedii, dokładnie zapoznał się autor. Szczegółowe opisy dotyczą dramatów okresu lat 1945-2005.
Ryszard Leszczyński jest z zawodu starszym
mechanikiem floty handlowej. Przeszedł wszystkie szczeble kariery oficera mechanika. Może więc ktoś mieć wątpliwości, czy jego konstatacje, jako człowieka związanego z innym niż rybołówstwo rodzajem
uprawy morza, są wyraziste. Że są, i to niezwykle wyraziste, przekonać się można zanurzając się w treści trzytomowego dzieła. Z całą odpowiedzialnością używam w odniesieniu do tej książki słowa "dzieło
".
***
Wysoko publikację oceniło morskie środowisko Zachodniopomorskiego - Komitet Opieki nad Pomnikiem w Szczecinie "Tym, którzy nie powrócili z morza", pomnikiem, który na Cmentarzu
Centralnym stoi od 16 lat i pod którym regularnie odbywają się wszelkie donośne uroczystości morskie. Komitet uhonorował autora specjalnym podziękowaniem. W dowód wdzięczności wręczono Ryszardowi
Leszczyńskiemu medal pamiątkowy wybity z okazji 10-lecia istnienia pomnika oraz list gratulacyjny podpisany przez szefa szczecińskiego klubu kpt. żw. Wiktora Czappa oraz pomysłodawcę pomnika kpt. żw.
Andrzeja Huza.