Stocznia Szczecińska Nowa wciąż czeka na szerszy strumień pieniędzy na produkcję statków, co pozwoli jej przetrwać do
prywatyzacji. Tymczasem w Gdyni zaognił się konflikt między związkami zawodowymi - poszło o inwestora z Izraela.
- Szczecińska spółka czeka na pieniądze z dwóch kredytów, na które umowy zostały już
dawno podpisane - mówi stoczniowiec, pragnący zachować anonimowość. - Sytuacja jest dalej skomplikowana, bo te środki są nadal poza naszym zasięgiem. Banki postawiły bowiem szereg warunków. Zarząd stoczni
pracuje nad tym, aby usunąć przeszkody. Codziennie praktycznie jest w tej sprawie jakieś spotkanie.
- Przecież jeden z tych kredytów, Banku Handlowego, został uruchomiony w połowie lutego - prostuje z
kolei Jerzy Konopka, prezes Korporacji Polskie Stocznie, która jest głównym udziałowcem SSN.
Anonimowy stoczniowiec potwierdza, że stocznia nie odprowadziła składki na ZUS za styczeń. - Powodem było
przedłużenie się terminu przekazania 19. kontenerowca dla armatora niemieckiego. Przyczyniła się do tego pogoda i awaria dostarczonego od producenta urządzenia. Statek zostanie zdany w tych dniach -
przypuszcza. Według pracownika, to właśnie oddanie tej jednostki jest kluczem do wspomnianych kredytów.
Według naszego informatora (kierownictwo SSN nie miało czasu na udzielenie informacji), aby firma
dotrwała do prywatyzacji, środki z kluczowych kredytów powinna otrzymać najpóźniej w tym miesiącu.
Zarząd firmy rozesłał też ok. 50 ofert na kupno stoczni. Obecnie nie ma już ograniczenia co do ilości
udziałów, które można kupić. - Jeżeli będzie chętny, to może ich kupić nawet 100 procent - mówi stoczniowiec.
Nie rozstrzygnięto natomiast konkursu na prezesa SSN. - Rada nadzorcza odbyła już spotkania
z trzema kandydatami, ale nie podjęła rozstrzygającej decyzji - informuje J. Konopka.
W Gdyni natomiast wybuchł konflikt o izraelskiego armatora Rami Ungara. Niedawno Dariusz Adamski, szef tamtejszej
Solidarności, zaatakował Pawła Brzezickiego, prezesa Agencji Rozwoju Przemysłu. Związkowiec zarzucił Brzezickiemu, że odstrasza inwestorów (Ungara) od wejścia kapitałowego w Stocznię Gdynia. Tymczasem
Leszek Świętczak, przewodniczący związku zawodowego Stoczniowiec, w liście do prezydenta i premiera zarzucił, że to Adamski "występuje w roli rzecznika jednego z armatorów zainteresowanych przejęciem
stoczni". Zdaniem Świętczaka, współpraca z Ungarem nie była korzystna "z uwagi na zaniżoną cenę statków". Szef Stoczniowca twierdzi, że Adamski celowo prowadzi taką politykę, aby jedynym oferentem
pozostał jego protegowany.