CZY ponowne wejście na żeglugową arenę wodolotów zakończy się sukcesem? Tym razem zakup używanej jednostki w Holandii
ma być spełnieniem wyborczej obietnicy nowego prezydenta Szczecina Piotra Krzystka, a do biletów ma dopłacić podatnik w formie dotacji z budżetu dla województwa.
Wodoloty w Szczecinie datują swoją
historię od połowy lat 60., gdy na szlaku ze Szczecina do Świnoujścia pojawił się "Zryw", pierwsza polska konstrukcja. Pływał dwa lata i potem zabrała go Marynarka Wojenna, bo były problemy z
częściami do silnika.
W 1967 roku rozpoczęła
się dostawa radzieckich wodolotów. Pierwszym była "Kometa 1", która z portu nad Morzem Czarnym popłynęła rosyjskimi rzekami do Leningradu (dziś
Sankt Petersburg), gdzie odebrali go szczecinianie i poprowadzili wzdłuż bałtyckiego wybrzeża do Szczecina. Potem były kolejne takie jednostki i w efekcie przedsiębiorstwo Żegluga Szczecińska, w którym
pracowali, stała się lokalnym potentatem, operując grupą kilkunastu szybkich maszyn.
W czasach gospodarki wolnorynkowej, gdy skończyły się państwowe dopłaty do biletów, okazało się, że biznes się
nie opłaca. W drugiej połowie lat 90. żeglugę wodolotową chciała jeszcze reaktywować PŻM poprzez spółkę Polsteam Żegluga Szczecińska. Ostatecznie zrezygnowano. Bilety na każdy z dwóch "Delfinów" -
mogących zabrać po ok. 70 pasażerów - kosztowały 30 zł, co nawet 10 lat temu było niemałą kwotą. Przeważyły też wysokie koszty eksploatacji. Silniki pożerały aż po 300 litrów paliwa na godzinę przelotu.
Statki były również wrażliwe, często się psuły, co wymagało kosztownych napraw i remontów.
Czy wodolot, po który pojechali teraz szczecinianie do Holandii, zagrzeje dłużej miejsce na trasie ze
Szczecina do Świnoujścia? Przypomnijmy, że w sezonie żeglugowym będzie miał silną konkurencję w postaci kolei (bilety od 16 do 24 zł w jedną stronę) oraz komunikacji mikrobusowej (ok. 15 zł), którą
wykonuje kilka firm. Tymczasem inicjatorzy szybkiej żeglugi na razie szacunkowo poinformowali, że ich bilet w jedną stronę może kosztować 30-60 zł. Jak na wodolot - to cena normalna. Dla porównania
dodajmy, że w Trójmieście stawki są zbliżone. Np. rejs w obie strony z Gdyni na Hel kosztuje 52 zł, a z Gdańska na Hel - 76 zł. Przy czym odległości są znacznie krótsze niż ze Szczecina do Świnoujścia.
Na rynku niewiele jest używanych wodolotów do kupienia. Są też w różnym stanie - od niemal zupełnie zdekapitalizowanych do takich, które zostały stosunkowo niedawno zbudowane i były modernizowane. W
Holandii np., w której szczecinianie zamierzają kupić jednostkę, ceny wahają się od 150 do 345 tys. USD. Wpływ na to ma również wielkość wodolotu. Naszą uwagę przykuła zwłaszcza oferta brytyjskiego
armatora Wright International, który w kraju tulipanów wystawił na sprzedaż hydrofoila (ang. nazwa wodolotu) mogącego zabrać 122 osoby za 375 tys. euro. Być może drogo, ale statek w zasadzie jest gotowy
do żeglugi i na zdjęciach sprawia dobre wrażenie. Mierząca 34 metry długości jednostka wybudowana została w 1992 roku. Sprzedający informuje też, że istnieje możliwość kupna kolejnej takiej maszyny, która
może zabrać 99 osób.
Być może ta jednostka trafi do grodu Gryfa i ożywi nadodrzańskie bulwary. Prywatny armator - uruchamiając żeglugę w okresie wakacyjnym - spełni wyborczą obietnicę Piotra
Krzystka. "Szczecin leży nad morzem, tak uważa wielu mieszkańców naszego kraju" - napisał obecny prezydent jeszcze podczas swej ubiegłorocznej kampanii wyborczej. "Nie powinniśmy zmieniać tego
przekonania. Musimy przywrócić morski charakter naszego miasta, którego znaczna część pokryta jest przecież wodą. Zmodernizujemy stare i zbudujemy nowe mariny, do których zaprosimy zafascynowanych
łodziami i jachtami mieszkańców nie tylko Polski, ale i całej Europy. Od przyszłego sezonu na trasę ze Szczecina do Świnoujścia powróci symbol naszego miasta... wodolot, wspominany z nostalgią nie tylko
przez szczecinian".
Wodolot prawdopodobnie powróci. Oby tym razem biznes okazał się opłacalny dla armatora na dłużej niż tylko na zlot wielkich żaglowców.