Stoczniowa "Solidarność" chce donieść do prokuratury na Pawia Brzezickiego, prezesa Agencji Rozwoju Przemysłu.
Związkowcy twierdzą, że odstrasza on inwestorów od udziału w prywatyzacji Stoczni Gdynia. Brzezicki wszystkiemu zaprzecza i pisze list do Dariusza Adamskiego, przewodniczącego "Solidarności" w SG.
Adamski twierdzi, że Brzezicki rozmawiał z Rami Ungarem, izraelskim armatorem, jednym z udziałowców SG, i powiedział mu, że najlepszym rozwiązaniem dla gdyńskiej spółki byłaby jej upadłość. To
pozwoliłoby odciąć balast długów. Ungar zainteresowany był kupnem firmy.
- Na razie nie złożyliśmy doniesienia do prokuratury. Musimy uzyskać formalne potwierdzenie na piśmie, że w prywatnej rozmowie
p. Brzezicki sugerował potencjalnemu inwestorowi, iż najlepszą formułą dla Stoczni Gdynia jest upadłość - informuje D. Adamski.
Zdaniem szefa związku, stoi to w sprzeczności ze strategią państwa i
jest działaniem nielogicznym. - Pan Brzezicki oficjalnie wszystkiemu zaprzecza, ale myślę, że wydarzenia z ostatnich miesięcy i bardzo nieprzyjazne jego działania wobec stoczni spowodowały, że przebrał
miarkę i musimy bronić dobrego imienia firmy. W tej kwestii podobne stanowisko zajmują koledzy związkowcy ze Stoczni Szczecińskiej Nowej. W ostatnim więc wystąpieniu wspólnie wnosimy do pana prezydenta,
żeby oprócz przyspieszenia działań prywatyzacyjnych w sektorze, negocjacji z UE itp., pana Brzezickiego odsunąć od decyzji w sprawie obu stoczni - mówi przewodniczący Adamski.
Paweł Brzezicki
odpiera zarzuty "Solidarności". Napisał list do Adamskiego, w którym twierdzi, że w trakcie spotkania w Ministerstwie Skarbu Państwa, które miało miejsce 21 lutego, nie sugerował Ungarowi możliwości
upadku SG. "Nieprawdą jest, że z moich ust padło takie stwierdzenie. Jakkolwiek mam świadomość, że z uwagi na powoływanie się na prywatną rozmowę, nie można tego faktu zweryfikować" - napisał prezes
ARP.
Według Brzezickiego, ARP nie ma żadnego interesu w doprowadzeniu do upadłości, bo sama jest dużym wierzycielem stoczni. Spółka winna jest 110 mln zł. "W związku z tym przypisywanie nam takich
wypowiedzi jest nielogiczne i absurdalne". Według Brzezickiego, obecny "atak" jest "kopią sytuacji z listopada 2006 r.". "W obu sytuacjach związki zawodowe starają się uzasadnić i
usprawiedliwić niekorzystne dla stoczni decyzje Rami Ungara, niesłusznie obarczając za nie odpowiedzialnością Prezesa ARP" - czytamy w liście. Brzezicki twierdzi, że nie ma sobie nic do zarzucenia.
Uczestniczy w działaniach naprawczych firmy, a tymczasem obwinia się go za złą sytuację, "która powstała na skutek kilkuletnich zaniedbań i popełnionych błędów".