Dotychczasowa działalność Krajowej Izby Gospodarki Morskiej nie przez wszystkich była w pełni akceptowana. Wręcz przeciwnie -
spotykała się z krytycznymi uwagami ze strony pewnej grupy jej członków, którzy postulowali wprowadzenie zmian. Na ten temat rozmawiamy z kpt. ż.w. Jerzym Uziębło, dyrektorem Biura KIGM.
- Jakich
zmian w działalności KIGM można oczekiwać w najbliższych miesiącach?
- Muszę powiedzieć, że materiał zebrany w ciągu mojego krótkiego urzędowania w Izbie nie upoważnia mnie do wystawiania ocen, ale mam
pewne spostrzeżenia jako człowiek przychodzący z zewnątrz. Zainspirowały mnie do tego, by zająć się niektórymi problemami Izby.
Po pierwsze, zupełnie inaczej, tzn. na większą skalę, trzeba wykorzystać
działalność Międzynarodowego Sądu Arbitrażowego, który kiedyś odgrywał wielką rolę. Obecnie rozpraw przez niego prowadzonych jest mniej, a tym samym, koszty jego działalności nie są pokrywane. Uważam, że
na początek należałoby wydać jakąś broszurę czy folder, które trafiłyby do partnerów w Polsce, a także w krajach blisko z nami współpracujących, jak np. Czechy czy Słowacja. Obniżyłoby to koszty procesów
i jego rozstrzygania, a ponadto -odciążyłoby sądy powszechne od zajmowania się drobnymi sprawami. Poza tym, myślę że dałoby to naszej Izbie także pewną nobilitację, bo funkcjonowanie Międzynarodowego Sądu
Arbitrażowego jest wielkim prestiżem, ale powinno być również opłacalne.
Po drugie, chciałbym bardziej spopularyzować działalność Komisariatu Awaryjnego, dlatego że jest on wykorzystywany w bardzo
małej skali. Mamy potencjał, ekspertów i możliwości rozstrzygania wielu kwestii związanych z przewozem w transporcie drogowym, kolejowym czy też morskim. Nasi specjaliści są najwyższej klasy, więc
działalność Komisariatu powinna również przynosić Izbie dochody. Ostatnia wreszcie kwestia: w mojej opinii Izba w większym stopniu powinna zająć się problematyką gospodarki morskiej, a w mniejszym - sama
sobą i swoimi własnymi sprawami.
- Jak pan to widzi?
- Po pierwsze, na każde posiedzenie Rady trzeba przygotować jeden, najwyżej dwa tematy, które są bardzo ważkie dla gospodarki morskiej, czy w
ogóle dla gospodarki narodowej. Natomiast sprawy dotyczące np. obsady stanowisk czy jakiś sporów, powinny być rozstrzygane poprzez rozmowy telefoniczne, bez angażowania do tego Rady. Potem, podczas
posiedzenia, kiedy dyskutuje się nad takimi sprawami, często brakuje już czasu na poważne kwestie, jak np. wyrażanie opinii o Zielonej Księdze. Po drugie, nasi eksperci nominowani do różnych komisji czy
to rządowych, czy samorządowych, muszą reprezentować Krajową Izbę Gospodarki Morskiej i swoją wiedzę, jaką tam pozyskali, przenosić do nas, żebyśmy mieli kontrolę, a zarazem inspirację do dalszej
działalności.
Dziś, wysyłając reprezentanta Izby na jakieś posiedzenie czy spotkanie, nie wiemy, co tam się działo, o czym mówiono i co z tego wynika dla nas.
- Od pewnego czasu KIGM boryka się z
problemami finansowymi. Jak pan widzi możliwość poprawy tej sytuacji w najbliższym czasie?
- Myślę, że jest to ważny problem, bo Izba kiedyś podjęła decyzję o obniżeniu wysokości składek, a ostatnio
nastąpiła ich korekta w zależności od wielkości firmy. Z kontaktów z innymi izbami, które działają na Wybrzeżu, nabrałem przekonania, że była to pochopna decyzja. Spowodowała ona ograniczenie dopływu
pieniędzy, jakie obecnie Izba ma do dyspozycji, co nie pozwala nawet na opłacenie okrojonych składów osobowych działających w naszej Izbie. Wydaje mi się, że musimy poszukać nowych dochodów. Jednym z nich
jest, jak już mówiłem, bardziej aktywna działalność Międzynarodowego Sądu Arbitrażowego i Komisariatu Awaryjnego. Ale to nie wystarcza. Mamy dużą grupę ekspertów, których praca powinna nam przynosić
dochody, bo Izba firmuje ich działalność, ale - niestety - nie daje to spodziewanego sukcesu finansowego. Mamy również zasilanie z Funduszu KIGNET, ale kończy się ono we wrześniu br., więc musimy
poszukiwać nowych form. Myślę, że jedną z nich będą np. konferencje, jakie możemy organizować. Mamy pomysł na konferencję, która jednak odbyłaby się dopiero w roku przyszłym, a dotyczyłaby bardzo ważnej
dla nas kwestii: pojęcia - "gospodarka morska". Chodzi o zastanowienie się, czy jest to oddzielna gałąź gospodarki narodowej, czy jej część. Chcielibyśmy, dla naszych potrzeb, naukowo rozstrzygnąć
zagadnienia: czy słuszne jest myślenie, że gospodarka morska ma swoją specyfikę, gdyż opiera się na morzu, w całym wachlarzu spraw - ekologicznych, wykorzystania Wybrzeża, np. do tworzenia odnawialnych
źródeł energii czy przemysłu turystycznego, który powinien być źródłem dochodów dla mieszkańców pasa nadmorskiego. Jednocześnie gospodarka morska ma własne potrzeby, ściśle związane z całą gospodarką
krajową. Mam tu na myśli ciągle nierozwiązany problem korytarza nr VI, w którego skład wchodzi również autostrada A-1. Jeżeli nie będziemy promować tej trasy i naciskać na jej budowę czy modernizację
kolei, porty będą przezywały poważne trudności, a nasza rola jako państwa morskiego będzie pomniejszana. Jeżeli nie zintensyfikujemy promocji gospodarki morskiej, to nie zawsze decydenci będą sobie
zdawali sprawę, jak ważnym i dochodowym jest ona przedsięwzięciem.
- Izba może lobbować na rzecz różnych podmiotów czy działań. Czy może to być jedne ze źródeł dodatkowych dochodów?
- Mamy zgodę na
lobbowanie, które jest dzisiaj ze wszech miar godną formą zdobywania pieniędzy. Styk gospodarki i polityki nie zawsze okazywał się dobrym posunięciem, gdyż był korupcjogenny i wszyscy wiemy, jakie były
efekty bezpośrednich kontaktów polityków z biznesmenami. Lobbując, niejako wyręczamy innych, legalnie promujemy pewne przedsięwzięcia i legalnie zarabiamy pieniądze. Oczywiście, zabezpieczając interes
członków Izby. Mało tego, jesteśmy zobowiązani wspomagać ich poprzez swoje układy i kontakty gospodarcze, uzupełniać ich swoją wiedzą, np. o surowcach, materiałach.
Na razie trudno mówić o szczegółach,
dlatego chciałbym inspirować naszych kolegów do podjęcia tych tematów. W ten sposób można wypracować przecież duże pieniądze.
- Na zakończenie, prosiłbym pana o odniesienie się do opinii zawartych w
liście jednej z naszych czytelniczek, zamieszczonym w poprzednim numerze "Namiarów", a dotyczącym działalności szkoleniowej Izby.
- Z uwagą przeczytałem list pani Liliany Barańskiej i muszę
przyznać, że ma ona wiele racji. Podziela mój pogląd, że nie można upatrywać źródeł dochodów naszej organizacji tylko i wyłącznie w organizowaniu kursów. Nie dysponujemy ani siłą (zawsze będziemy musieli
wynajmować kogoś z zewnątrz), ani nie mamy uprawnień do organizacji specjalistycznych kursów. Nie chcę powiedzieć, że powinniśmy całkowicie się z nich wycofać, ale kursy specjalistyczne niech robią
specjaliści. Możemy wspomagać ich poprzez reklamowanie tej działalności, poprzez promowanie ich aktywności na rynku, czy nawet sugerowanie uczestnictwa w danym kursie. Dziś, przy dużym bezrobociu w kraju,
istnieje potrzeba aktywności szkoleniowej chociażby dla sztauerów, monterów okrętowych czy konstrukcji metalowych. Sami tego nie zrobimy, a nieuczciwe byłoby jeszcze wyciąganie od tych biednych ludzi
pieniędzy, które by nas wspomogły.
Tak więc, w pełni podzielam opinię pani Barańskiej, która jest naszym członkiem i mam nadzieję, że będę miał okazję spotkać się z nią i szerzej porozmawiać na ten
temat.
- Dziękuję za rozmowę.