Z Pawłem Poncyljuszem, sekretarzem stanu w Ministerstwie Gospodarki, rozmawia Ewa Grunert
- 15
stycznia miał zostać ogłoszony harmonogram prywatyzacji stoczni...
- Harmonogram jest gotowy i 19 stycznia został przyjęty przez Komitet Rady Ministrów. Każda stocznia ma swój odrębny tryb
prywatyzacji.
- Prześledźmy zatem te terminy, zaczynając od Stoczni Gdynia.
- Zgodnie z harmonogramem, powinna być sprywatyzowana do połowy 2007 r.
- Czy jest to możliwe?
-
Wszystko jest możliwe, jeśli jest inwestor i wola ze strony właściciela. Scenariusz zakreślony przez Ministerstwo Skarbu Państwa przewiduje, że do 25 czerwca br. może zostać podjęta uchwała walnego
zgromadzenia gdyńskiej stoczni, o podwyższeniu kapitału zakładowego. Wtedy, do końca miesiąca, strona polska będzie mogła podjąć wszelkie potrzebne decyzje. Pozostanie tylko poczekać na zgodę Komisji
Europejskiej, na zatwierdzenie pomocy publicznej.
- Jak pan ocenia sytuację w gdyńskiej stoczni, do której zgłosił się inwestor, Grupa Donbas, zainteresowany również kupnem Stoczni Gdańsk?
-
Grupa Donbas objęła 5,4% akcji gdańskiej stoczni, ale nie wycofała się z dyskusji na temat prywatyzacji Stoczni Gdynia, która znajduje się w gorszej sytuacji finansowej. Proponujemy, aby każda ze stron
przejęła ok. połowy długów zakładu. Dlatego, w strategii dla przemysłu stoczniowego, a równocześnie w programie restrukturyzacji dla Stoczni Gdynia zapisano, że skarb państwa dokapitalizuje zakład kwotą
515 mln zł - i z tego się nie wycofujemy.
- Nie będzie to uznane za kolejną pomoc publiczną?
- Będzie. Ale cały ten program uzgodniony jest z KE, która musi to notyfikować. Tylko pod takim
warunkiem można przeprowadzić prywatyzację.
- Skoro mówimy o KE, to kiedy spodziewana jest opinia w sprawie dotychczasowej pomocy dla stoczni? Strach pomyśleć o konsekwencjach, gdy stocznie będą
musiały zwrócić 1,5 mld euro.
- Nie potrafię odpowiedzieć za KE, kiedy przygotuje odpowiedź. Liczę, że będzie pozytywna. Mam nadzieję, że po przedstawieniu przez stronę polską wyłonionych dla
poszczególnych stoczni inwestorów, otrzymamy opinię, że najpierw musi być to inwestor zainteresowany prywatyzacją.
- Armator izraelski, który miał 16% akcji i był zainteresowany dalszym
powiększeniem udziałów, wycofał się z negocjacji. Pana zdaniem, dobrze się stało?
- Nie potrafię tego ocenić. To inwestor musi ocenić czy dobrze się stało, że jego oferta wygasła. Rządowi zależy na
znalezieniu inwestora, który zagwarantuje trwałe funkcjonowanie stoczni. Czekamy na takiego, który byłby jak najbardziej związany z branżą. Myślę o firmach mających doświadczenie w budowie statków. Jednak
stocznia będzie musiała samodzielnie wynegocjować pakiet socjalny dla załogi.
- Jaki harmonogram prywatyzacji przewidziany jest dla Stoczni Gdańsk?
- Ten proces rozpoczyna się już teraz.
Natomiast pakiet większościowy ma być objęty przez inwestora do końca 2008 r.
- Dlaczego prywatyzacja przeciąga się o rok?
- Stocznia Gdańsk została niedawno wydzielona ze Stoczni Gdynia i
dopiero raczkuje, jako samodzielny podmiot gospodarczy. Chodzi nam o to, aby zapewnić jej takiego inwestora, który zagwarantuje produkcję statków także w przyszłości.
- Stocznią Gdańsk
zainteresowana jest Grupa Donbas. Czy jest prawdopodobne, że rząd osiągnie porozumienie z tym inwestorem?
- Decyzja będzie należała do Agencji Rozwoju Przemysłu i do ministra Skarbu Państwa, czyli
właścicieli stoczni. ARP wspiera aktywnie budowę statków, które od momentu podpisania kontraktu przynoszą stoczni straty. Obecnie koszt każdej jednostki jest indywidualnie negocjowany z armatorem. Efekt
końcowy zależy jednak od jego dobrej woli.
- Grupa Donbas proponuje, aby w Stoczni Gdańsk produkowano także konstrukcje stalowe. Czy mieści się to w planach rządu? Czy lepsza byłaby oferta
dotycząca tylko budowy statków?
- Słyszałem, że mają zamiar budować właśnie konstrukcje stalowe, ale nie znam szczegółów. Myślę, że każda aktywność w grupie obróbki metalu jest interesująca dla
stoczni. Nie ma się co oszukiwać – stocznie, przy okazji rozmów z Unią Europejską, będą musiały zredukować swoje moce produkcyjne w zakresie budowy statków. Znalezienie alternatywy jest istotne
dla utrzymania poziomu zatrudnienia.
- Kolejna jest Stocznia Szczecińska Nowa. Jaki harmonogram prywatyzacji przewiduje rząd?
- Akcje tej stoczni zostaną zbyte do końca br. Rząd posiada
tylko 1,98% akcji, reszta jest w posiadaniu ARP oraz Korporacji Polskie Stocznie. Z tego, co wiem, pojawili się inwestorzy, z których jeden jest znany. Inni nie chcą się ujawniać.
- Chętna jest
firma Złomrex oraz norweski koncern Aker Yards ASA. Czy są w tej sprawie sugestie rządu, ponieważ mówi się też o produkcji w stoczni platform wiertniczych?
- O tym, co będzie produkowała stocznia,
musi zadecydować nowy inwestor. Rząd będzie patrzył na dwie rzeczy: po pierwsze - czy jest szansa na zrealizowanie tych zamówień, które stocznia do tej pory podpisała, a po drugie - jaka jest szansa na
utrzymanie obecnego poziomu zatrudnienia. Chcielibyśmy, aby była jak największa. Dopiero wtedy będzie można mówić o przyszłej produkcji.
- Ale który inwestor byłby korzystniejszy z punktu widzenia
rządu?
- Każdy ma swoje wady i zalety, więc nie chciałbym przesądzać. Postępowanie przetargowe rozstrzygnie, który z inwestorów jest lepszy dla właściciela.
- Sprawy się przeciągają, a
pracownicy wszystkich stoczni niepokoją się o miejsca pracy.
- Problem stoczni szczecińskiej polega na tym, że do tej pory była ona traktowana jako firma wiarygodna, która sama sobie dawała radę i
- w porównaniu ze stocznią gdyńską - nie przeżywała takich problemów finansowych. Ale trzeba przypomnieć, że Stocznia Szczecińska Nowa powstała w 2002 r., po bankructwie Porty Holding. W Gdyni nie było
takiej komfortowej sytuacji, związanej z oddłużeniem spółki. Faktem jest, że obecnie SSN ma również problemy finansowe, co wynika z tego, że wszystkie stocznie, które podpisywały kontrakty na budowę
statków, nie uwzględniły tak niskiego kursu dolara oraz tak wysokiego wzrostu cen stali na świecie. W porównaniu do lat 2002-2003, ceny stali wzrosły dwukrotnie. Nie da się więc ograniczyć strat, a
rozwiązaniem tej sytuacji są dopłaty do cen statków, obowiązujące od 2002 r. Zmiany cen stali uderzyły nie tylko w polskie stocznie, ale także skomplikowały życie wielu zakładom na świecie. Dlatego
przewidziana jest prywatyzacja i nowy inwestor musi wiedzieć, co mu się bardziej opłaca.
- W innych krajach wypracowano system pomocowy dla stoczni, nie idący bezpośrednio z budżetu państwa. Czy u
nas są podejmowane prace nad stworzeniem podobnych rozwiązań?
- Sytuację kryzysową w naszych stoczniach mamy od 2002 r. - i trzeba te sprawy traktować bardziej generalnie. Zgadzam się, że obecnie
nie mamy takiego systemu, a jedyne co proponujemy, to przeprowadzenie procesu legislacyjnego ustawy o wspieraniu innowacyjności w przemyśle stoczniowym, która prawdopodobnie będzie adresowana do nowych
właścicieli. Tam, gdzie będziemy mówili o naprawdę innowacyjnych rozwiązaniach, to takie wsparcie z budżetu państwa, zgodne z reżimami unijnymi, będzie stosowane.
- Może pan powiedzieć o
szczegółach nowej ustawy?
- Na razie, są to założenia generalne, które musimy przełożyć na język prawny i na konkretne zapisy. Ustawa dotyczyć będzie albo metod budowy statków, albo ich nowych
typów. I w tym zakresie będzie możliwość uzyskania wsparcia ze strony Skarbu Państwa.
- Kiedy ustawa może zostać przyjęta przez parlament?
- Myślę, że do końca br. Nie potrafię w pełni
obiecać dotrzymania tego terminu, ponieważ zależy on od całego procesu legislacyjnego i uzgodnień wewnątrz rządu. Jeśli mówimy o dodatkowych pieniądzach, to każdy resort broni swojego budżetu.
-
Pozostała nam jeszcze jedna stocznia w Szczecinie, czyli Pomerania, dawna Parnica. Czy jej los też został ujęty w harmonogramie prywatyzacji?
- Trudno coś powiedzieć na ten temat, chociaż
właścicielem stoczni jest Skarb Państwa. Na razie, koncentrujemy się na trzech największych.
- We wszystkich stoczniach nastąpiły zmiany kadrowe. Prezesem jednej z nich został nawet etnolog. Czy
liczy się zatem tylko klucz partyjny, a nie kwalifikacje?
- Trzeba o to zapytać Ministerstwo Skarbu Państwa lub ARP, ponieważ nie kreuję w stoczniach żadnej polityki kadrowej. Ogólnie mówiąc, każdy
rząd realizuje swoją politykę przez konkretnych ludzi. Dotychczasowe zarządy różnych spółek nie odzwierciedlały oczekiwań, jakie przed nimi stawiali czy to minister skarbu, czy cały rząd. Wiadomo, że
takie osoby muszą odejść.
- A czy prezesów nie ocenia się po wynikach, jakie osiąga firma?
- Zawsze możemy powiedzieć, że wyniki będą lepsze, jak będzie nowy prezes. Wyniki są zawsze rzeczą
trochę względną. W jednym przypadku można uznać, że są one wszystkim, co dało się zrobić, a w innym - zawsze można postawić wyższe wymagania. Co do Stoczni Gdańsk, to zdajemy sobie sprawę, że ma ona pewną
symbolikę - i to może zadecydowało, że mianowano tam osobę z grona politycznego. Czas pokaże, czy było to słuszne. Nie jest to precedens, że wymieniane są osoby w spółkach Skarbu Państwa. Nowy właściciel
uznaje, że dana osoba nie spełniła jego oczekiwań i decyduje się na inną. Jest to bolesne dla tych, którzy co kilka lat muszą odchodzić z pracy, chociaż nie wątpię, że zaangażowały się w wykonywane
obowiązki. W Stoczni Gdynia nowy prezes nie zaszkodził stoczni, a członkami zarządu są osoby związane z poprzednimi ekipami. Podobnie jest w Stoczni Gdańsk, czy Stoczni Szczecińskiej Nowej, gdzie
większość zarządu działa od momentu jej powstania.
- Po zakupach uzbrojenia i sprzętu wojskowego, czyli dwóch korwet dla Marynarki Wojennej i samolotów F-16, mamy prawo do offsetu. Jak ocenia pan
korzyści z offsetu, nie tylko w przemyśle stoczniowym?
- W SSN budowane są statki w ramach umowy offsetowej. W kwietniu będą zwodowane. Po kilku latach doświadczeń, rząd jest już bardziej
wymagający odnośnie offsetodawców, którzy też nauczyli się budować programy.
Wpływa wiele projektów dotyczących łączenia biznesów polskich i amerykańskich, wymiany naukowców, sprowadzania technologii
do polskich zakładów przemysłu obronnego. Niestety, w gdańskim Lotosie, projekt gazyfikacji ropy na jakimś etapie został wstrzymany i teraz władze firmy muszą zadecydować, czy chcą ten projekt
kontynuować. W grę wchodzą miliardy złotych. Wstępne prace nad technologią zostały zaliczone, ale przed nami cała budowa instalacji.
- Dziękuję za rozmowę.