Port ma problem z drobnymi akcjonariuszami i ze swoim głównym udziałowcem - Skarbem Państwa. Chodzi o pieniądze na
wykup akcji pracowniczych; domagają się tego emeryci.
W ich imieniu pisały już do ministra skarbu wszystkie związkowe organizacje zakładowe. W jednym z listów przypomniały, że problem skupu akcji
pracowniczych pozostaje niezałatwiony przez resort od wielu lat. "Bez prawa do dywidendy, bez możliwości ich sprzedaży akcje te mają wyłącznie charakter historyczny i walor pamiątkowy, a nie o to
przecież chodziło ustawodawcy, wprowadzając w Polsce prawo do nieodpłatnego nabycia akcji" - czytamy w liście do ministra Wojciecha Jasińskiego.
Związkowcy przypominają, że "próba przerzucenia
obowiązku załatwienia tej sprawy" na Zarząd Morskich Portów Szczecin i Świnoujście "pozostaje wręcz bezprzedmiotowa",bo nie jest on stroną umowy. Związki proszą więc resort o wykupienie papierów za
cenę "według ich rzeczywistej wartości określonej przez rzeczoznawcę, nie mniejszej jednak od ich wartości księgowej".
Swoje listy do ministra bez skutku słali też przedstawiciele
Międzyzwiązkowego Zespołu Negocjacyjnego ds. Akcji Pracowniczych oraz Koła Emerytów i Rencistów przy NSZZ "Portowców". "Żądamy poważnego traktowania nas, tak jak portowców z Gdyni i Gdańska, gdzie
sprawy wykupu akcji pracowniczych już dawno uregulowano i rozwiązano".
- Nie interesuje mnie, kto kupi akcje, ministerstwo czy port, ja chcę sprzedać swoje 50 sztuk - powiedział Leszek Kuczyński
z Portu Handlowego Świnoujście podczas ubiegłotygodniowej pikiety pod siedzibą ZMPSiŚ.
- To zobowiązanie pana ministra. Ja mam opinie prawne - odpowiadał Janusz Catewicz, preses ZMPSiŚ.
Gdyby akcje, które nominalnie warte są 10 zł za sztukę, skupić po 100 zł, trzeba by za nie wypłacić pracownikom grubo ponad 20 mln zł. Natomiast "korytarzowa" cena księgowa jednego waloru to 400 zł,
a wtedy port musiałby przeznaczyć ok. 80 mln zł. - To oznaczałoby "załatwienie" portowych inwestycji na kilka lat - ostrzega Catewicz.
Na zarzut, że w Trójmieście uporali się z problemem akcji,
prezes odpowiada, że porty Szczecin i Świnoujście nie mają takich dochodów jak np. Port Morski Gdynia.
Faktycznie, nowoczesna Gdynia jest ewenementem, bo to port bardziej drobnicowy, a na drobnicy w
kontenerach zarabia się najwięcej. Tą drogą chce także iść Gdańsk, dotychczas specjalizujący się w towarach masowych - angielska firma buduje tam port kontenerowy. Gdynia w latach 2004-2005 miała zyski na
poziomie 28-30 mln zł. Gdańsk wypracowywał zaledwie od blisko 2 do 3 mln zł. W efekcie pierwszy port stać było na jednorazowy wykup akcji po cenie nominalnej - 10 zł. Mając finansowy zapas, mógł bowiem na
ten cel przeznaczyć pieniądze ze sprzedaży jednego z terminali. Gdańsk natomiast musiał rozłożyć wykup na wiele lat, więc pracownicy oraz emeryci będą musieli uzbroić się w cierpliwość.
Na tym tle
zyski portów u ujścia Odry plasują się pośrodku. W ostatnich latach - po fatalnym 2003 r., gdy port zanotował prawie 6-milionową stratę - zyski kształtowały się na poziomie ok. 8-10 mln zł. Z drugiej
jednak strony ZMPSiŚ na gwałt potrzebuje pieniędzy na wkłady własne przy kolejnych inwestycjach. Trwają budowy niewielkiego portu kontenerowego i centrum logistycznego, trwają roboty na Półwyspie
Katowickim. Szykuje się rozbudowa bazy promowej w Świnoujściu. Co prawda gazoport wybudują inwestorzy z zewnątrz, ale port też musi mieć jakąś rezerwę. Nic więc dziwnego, że zarząd informuje prasę: "w
obecnej sytuacji finansowej spółki niemożliwe jest wydatkowanie z kasy przedsiębiorstwa środków na wykup akcji od byłych i obecnych pracowników, ponieważ zgodnie z ustawą o portach i przystaniach morskich
oraz statutem spółki cały wypracowany zysk przeznaczany jest na rozwój, rozbudowę i modernizację infrastruktury portowej".
Jednak emerytowani portowcy mają niewielkie zrozumienie dla tych
argumentów - mieli nadzieję, że na stare lata dostaną jakiś zastrzyk finansowy do niskiej emerytury.