Niedawny huragan Kiryll (Cyryl) przysporzył ekipom ratowniczym nie lada kłopotu. Prezent natomiast dostali szabrownicy. Silny wiatr
zachwiał też giełdą metali. A wszystko dlatego, że na drodze żywiołu znalazł się kontenerowiec.
MSC "Napoli" został wybudowany w 1991 roku do przewozu pojemników z towarami. Jednostka może ich
zabrać aż 4734. Armatorem jest Zodiak Maritime Agencies z Londynu. Feralnego dnia - 17 stycznia - frachtowiec płynął z belgijskiej Antwerpii do Sines w Portugalii wioząc na pokładzie 2394 pojemniki, czyli
ok. połowę tego co mógłby zabrać.
W tym czasie u wybrzeży Kornwalii sztorm szalał na całego. Naprężenia konstrukcji sprawiły, że nieoczekiwania "Napoli" doznał pęknięcia od strony sterburty.
26-osobową załogę ewakuowano dwoma helikopterami. Marynarze nie odnieśli obrażeń. Wkrótce "rannym" statkiem zajęły się dwa duże pełnomorskie holowniki - najpierw przybył francuski "Abeilles Bourbon
" a potem "Anglian Princess" z brytyjskiej straży przybrzeżnej.
Na początku planowano kontenerowiec odholować do Portland. Szybko jednak uznano, że jego kadłub może dalej pękać - co zresztą
zaczęło się dziać z częścią rufową - i dlatego wybrano mniejsze zło osadzając go na mieliźnie odległej od brzegu o 1,5 kilometra.
Raj szabrowników
Brytyjskie służby ostrzegły, że zawartość
kontenerów stanowią również chemikalia przemysłowe i rolnicze. Szybko też oszacowano, że z pokładu "Napoli" wpadło do morza prawie 200 pojemników z atrakcyjnymi towarami. Z tego do brzegu dotarło ok.
40 z nich. Czekali na nie pobliscy mieszkańcy i zwykli złodzieje często wyposażeni w specjalistyczny sprzęt do cięcia stali. Prasa zapełniła się zdjęciami pokazujących plażę koło Branscombe w hrabstwie
Devon z rozsypaną zawartością pojemników i dziesiątkami ludzi szabrujących, co się da.
Zorganizowane grupy stały się plagą zwłaszcza w pobliżu miejscowości Sidmouth. Nie pomagały ostrzeżenia
policji, więc wkrótce pojawiły się blokady na drogach, ale i one nie odstraszyły szabrowników. Tymczasem policja informowała, że brytyjskie prawo wymaga, żeby "znaleziony" przedmiot zgłosić na
stosownym formularzu i czekać 28 dni, czy nie zgłosi się po niego właściciel. Nie poskutkowało. Lokalne zagrody zapełniły się "skarbami". W jednej z informacji prasowej czytamy: "około 50 motocykli
BMW wywieziono z plaży ostatniej nocy". Na brzegu "wylądowały" też kontenery z nowymi rurami wydechowymi, kierownicami z poduszką powietrzną, kremy do twarzy. Statek zgubił też pojemnik zawierający
samochody, buty damskie i sportowe, Biblie z obcym języku, wina, pieluchy i puste beczki. Niektóre ładunki uznano za potencjalnie niebezpieczne. Jednak ludzie się nie poddali, wielu przychodziło z
prymitywnie skleconymi noszami, aby załadować na nie jak najwięcej drobiazgów.
Okazało się, że szkody jakie spowodowała ta aktywność mieszkańców na pobliskich terenach zieleni i na samej plaży, są
o 800 procent bardziej poważne od tych, jakie spowodował sam statek. Nie było innego wyjścia i w końcu holenderska firma wzniosła metalowy płot. Pojawiły się też koparki, pojazdy i sprzęt do cięcia.
Zajęto się sprzątaniem pod kontrolą.
Natychmiast rozpoczął się handel zawłaszczonymi przedmiotami. Na internetowej aukcji eBay pojawiły się np. kierownice z poduszkami powietrznymi do BMW z
informacją, że pochodzą z "Napoli".
Nikiel i ratownicy
Ale katastrofa statku lekko wstrząsnęła też giełdą metali w Londynie. Bo w kontenerach było 160 ton niklu, który stanowił blisko 20
procent całkowitej ilości trzymanej w magazynach tej instytucji. A ponieważ na świecie 66 procent produkcji tego metalu używane jest do wytwarzania stali nierdzewnej, wywołało to natychmiastowy wzrost cen
niklu. 18 stycznia kosztował on ok. 35,5 tys. USD za tonę a już dnia następnego skoczył do 36,3 tys. USD.
Gdy na lądzie szaleli szabrownicy i giełdowy indeks, na morzu ciężko pracowali i pracować
będą ludzie, którzy starają się zmniejszyć skutki katastrofy "Napoli". Bo w zbiornikach pękniętego statku wciąż znajduje się 3,5 tys ton oleju do napędu silników frachtowca. Do morza wyciekło już 200
ton paliwa i powstała plama długości 8 kilometrów. W efekcie ucierpiało kilkaset ptaków. 22 stycznia Królewskie Towarzystwo Ochrony Ptaków poinformowało, że u 600 morskich ptaków wykryto niedomagania
wskutek zaolejenia wód na odcinku między Chesil a Portland, co wywołało obawę, że sytuacja w środowisku jeszcze się pogorszy. Niestety, ptaki, którym paliwo posklejało skrzydła, zdechły.
Jak
ostatnio poinformowała PAP za brytyjską agencją ratownictwa morskiego i ochrony wybrzeża, odpompowanie ropy i rozładowanie statku z pozostałych kontenerów może zająć nawet rok. Doszło też do drugiego
wycieku ze zbiorników. Kolejny udało się już powstrzymać specjalnymi zaporami. Zachodzą obawy, że wycieki będą miały długofalowe, negatywne skutki dla środowiska naturalnego, zwłaszcza plaż Devonu
uznanych przez UNESCO za pomnik przyrody - czytamy w korespondencji z Kornwalii. Aby wypompować kolejną, niewielką porcję ropy, ratownicy muszą ją najpierw podgrzewać. Z uwagi na utrudniony dostęp,
odpompowanie 30 ton paliwa zajmuje około godziny. Obok statku budowana jest też platforma, z której będzie łatwiej przeciąć mocowania kontenerów na pokładzie "Napoli" i przeładować je na inne
jednostki.