Ogłoszenie przez Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo, że gazoport powstać ma w Świnoujściu, wywołało na zachodnim
wybrzeżu radość, ale też i protest tamtejszych ekologów. Wskazują oni, iż lokalizacja naruszy siedliska ptactwa, będącego pod ochroną, co jest niezgodne z unijną zasadą zrównoważonego rozwoju i dokumentem
Natura 2000.
Natomiast na wschodnim wybrzeżu, po okresie rozczarowania, przyszedł czas na wzajemne oskarżenia i szukanie winnych, którzy swoją opieszałością, czy niezbyt intensywnym lobbowaniem,
nie potrafili przekonać ekspertów, że najlepszym miejscem dla gazoportu jest Port Północny. Na zwołanej jeszcze przed świętami konferencji prasowej przedstawiciele Zarządu Morskiego Portu Gdańsk SA oraz
Prawa i Sprawiedliwości wskazywali na błędy, jakie popełnił poprzedni zarząd. Jak powiedział obecny prezes, Stanisław Córa, z jednej strony chciał on przyciągnąć tę inwestycję, ale z drugiej - prowadził
"podwójną grę", wskazując lokalizację dla gazoportu na lądzie obok Rudoportu w budowie, wiedząc, że ich tereny zachodziły na siebie. Nie starano się też uregulować ich stanu prawnego, by jedna
inwestycja nie blokowała drugiej. Jednocześnie ZMPG rozłożył Rudoportowi zaległe opłaty na raty oraz przedłużył umowę na dzierżawę terenu i użytkowanie pirsu rudowego.
W rezultacie - zdaniem prezesa -
zamiast uwalniać teren pod inwestycję PGNiG, poprzednie władze ZMPG podejmowały decyzje przeciwne, prowadzące do rzeczywistego umocnienia pozycji Rudoportu. Wskutek tych działań, zablokowano teren co
najmniej do listopada grudnia br.
Zgodnie z opinią prawną sporządzoną na zlecenie poprzedniego zarządu spółki, ZMPG powinien wstrzymać się z podjęciem procedury rozwiązania umowy z Rudopor-tem do
30 czerwca br. Istniała jeszcze możliwość polubownego załatwienia sprawy przez PGNiG, by przyspieszyć inwestycję, ale - jak powiedziano nieoficjalnie - główny udziałowiec Rudoportu za jego wykupienie
zażądał ponoć 10 mln USD odstępnego. Według prezesa Córy, o istniejących kolizjach ówczesny zarząd nie poinformował ani Rady Nadzorczej ZMPG, ani prezydenta Gdańska, współwłaściciela portu. Mogłaby więc
wytworzyć się sytuacja, że PGNiG chciałoby w br., w tym miejscu, rozpocząć przygotowania do budowy gazoportu, ale byłoby to niemożliwe ze względu na istniejący stan prawny terenu. Do tego dochodziło
jeszcze nieuregulowanie stosunków z Europortem, któremu wprawdzie wypowiedziano umowę na dzierżawę pirsu Rudowego i części lądowej, ale ten kwestionuje jego ważność i żąda 18 mln USD za poniesione
nakłady.
- Panowie z PGNiG twierdzili jasno i wyraźnie: presja czasu i dostępności terenu jest tu kluczowa. Wskazywali wręcz, że mają pozawierane już kontrakty na odbiór gazu i jeżeli nie zdążyliby z
terminami zbudowania terminalu do 2011 r. i odbioru gazu, narażaliby się na poważne kary finansów - stwierdził Marian Świtek, wiceprezes ZMPG.
Lokalizacja gazoportu w tym miejscu Portu Północnego nie
spełniała jednak wymogów bezpieczeństwa dla wprowadzanych statków i ludzi pracujących w powstającym obecnie terminalu kontenerowym DCT i centrum logistycznym. Andrzej Królikowski, dyrektor Urzędu
Morskiego w Gdyni, mówi, że do administracji morskiej nikt jednak nie zwracał się o zaopiniowanie projektu budowy terminalu gazowego, który powinien uwzględniać strefy bezpieczeństwa wynoszące 700 m. Poza
tym, wprowadzanie w głąb portu wielkiego tankowca o masie 200 tys. t stwarza już spore zagrożenia dla znajdujących się tam innych zbiornikowców z ropą naftową, kontenerowców czy, w przyszłości, promów lub
statków pasażerskich. W efekcie, inne rejony zapewne musiałyby przerywać pracę, by umożliwić gazoportowi przyjęcie statku i jego rozładunek, nie mówiąc już o wydłużeniu czasu trwania operacji wejścia i
wyjścia tankowca przy pomocy holowników, które także kosztują.
Jednym z miejsc, jakie zaproponowano w Gdańsku na lokalizację, jest zewnętrzna strona obecnego pirsu naftowego, do którego miałby być
dobudowany nowy ląd z piasku z dna morskiego. Według opinii ekspertów Nadzoru Zagospodarowania i Zabudowy UM w Gdyni, propozycje lokalizacji stanowisk dają możliwość eksploatacji, z uwagi na istniejące
głębokości i korzystne możliwości adaptacyjne istniejącej infrastruktury, ale są niewłaściwe z uwagi na wymogi funkcjonalne (zachowanie bezpieczeństwa, sąsiedztwo infrastruktury przesyłowej i inne wymogi
ochrony). Oznacza to, że rurociągi gazowe i naftowe Nafto-portu krzyżowałyby się, co nawet dla laika wydaje się projektem wielce ryzykownym i niebezpiecznym.
Inna koncepcja dotyczy posadowienia
gazoportu po prawej stronie toru wejściowego do Portu Północnego. Ale wydaje się, że jedynym optymalnym miejscem, z punktu widzenia funkcjonalności całego portu i jego bezpieczeństwa, jest dobudowanie na
końcu pirsu naftowego dodatkowego lądu o obszarze 34 ha, na którym można by zmieścić wszystkie niezbędne obiekty i urządzenia do rozładunku i rozprężania skompresowanego gazu, a także jego przechowywania
w 6 zbiornikach. Stamtąd można by go ekspediować do sieci krajowej, lub podziemnych zbiorników w Mechelinkach, w kawernach powstałych po wypłukaniu pokładów soli.
Terminal w Porcie Północnym mógłby
przyjmować największe obecnie na świecie gazowce LNG, o pojemności 200 tys. m3, natomiast projektowany terminal w Świnoujściu - jedynie 120 tys. m3.
- 8 godzin różnicy w czasie trwania rejsu byłoby z
nawiązką rekompensowane znacznie większym ładunkiem, który mógłby przyjmować Gdańsk- podkreśla A. Królikowski. Na jego zlecenie, już rok temu, ową koncepcję wykonała Pracownia Projektowa Budownictwa
Hydrotechnicznego Aquaprojekt Sp. z o.o. Jej prezes, Kazimierz Mioduszewski, nadal jest przekonany, że lokalizacja gazoportu na wyspie z zewnętrznymi falochronami jest najkorzystniejsza, z uwagi na
zachowanie stref bezpieczeństwa.
- Jego eksploatacja jest bezkolizyjna, a kwestię ewentualnego dojazdu do wyspy można rozwiązać poprzez budowę estakady typu mostowego, po zewnętrznej stronie obecnego
falochronu, powyżej poziomu falowania - podkreśla K. Mioduszewski.
Dyrektor Królikowski zwraca uwagę na bardzo istotny szczegół: planowanie budowy terminalu o zdolności przeładunkowej 2,5 mld m3
gazu, by zaspokoić doraźne potrzeby PGNiG, jest kompletną pomyłkę, natomiast ważne jest, czy przyszłościowo mógłby on przyjmować i potem przesyłać do sieci krajowej oraz do innych państw 20 mld m3 gazu.
- Jeżeli spojrzymy na to w taki sposób, zobaczymy właściwy sens budowania terminalu w rejonie Portu Północnego - dodaje A. Królikowski.
Budowa terminalu gazowego na wodzie, w opinii PGNiG,
trwałaby 2 lata dłużej i kosztowałaby 200 mln euro więcej. Zdaniem M. Świtka, to nieprawda.
- My też mamy ekspertów, którzy twierdzą jasno i wyraźnie: czas budowy jest całkowicie porównywalny, a może
się różnić jedynie w miesiącach jego oddania. Różnica może sięgać 1O0 mln euro, ale są to pieniądze wydane jednorazowo na początku, które później odzyskuje się w opłatach. Średnie stawki w tej części
Portu Północnego wahają się od 12 do 5 USD rocznie. Trzeba liczyć, że PGNiG musiałoby dostać stawki przynajmniej na poziomie 8 USD. To daje 4 do 5 mln USD każdego roku, które należy pomnożyć przez 20-40
lub 50 lat, bo taką inwestycję buduje się na taki okres.
Własność inwestycji posadowionej na wyspie przypada skarbowi państwa, ale za wieczyste użytkowanie PGNiG nie płaci już nic, stąd te
oszczędności - podkreśla wiceprezes ZMPG.
Zainteresowane środowiska na wschodnim wybrzeżu uważają, że sprawa lokalizacji gazoportu nie jest jeszcze definitywnie przesądzona. Na pewno wskazania PGNiG są
bardzo istotne, ale głos decydujący należy do rządu, który zapewne weźmie pod uwagę także inne czynniki. I na to liczą gdańszczanie.