Na początku spieszymy donieść, że tytułowa kolizja promu ze statkiem dotyczyła promu "Mielin" w Świnoujściu,
nikt z pasażerów promu ani znajdujących się na nim samochodów nie odniósł uszczerbku, a straty materialne wyniosły kilka tysięcy złotych i w większej części dotyczyły cumującego przy nabrzeżu statku. Jak
do tego wypadku doszło i kto zawinił, rozpatrywała Izba Morska w Szczecinie pod przewodnictwem sędziego Wojciecha Kuczkowskiego.
Wypadek miał miejsce w listopadzie 1996 r. Tego dnia o godz. 6.30
nastąpiła zmiana obsługi promu. Rano była wyjątkowo gęsta mgła, nadchodząca falami, a widoczność określano na 10-50 metrów. Z kolei wiatru prawie nie było (SSE 2 st. B), a prąd w Świnie wg oceny szypra
promu wychodził w morze i wynosił 0,7-0,8 węzła. Mimo złych warunków szyper promu po skonsultowaniu przez radiotelefon z podobną jednostką cumującą po drugiej stronie Świny postanowił udać się z przystani
promowej przy Władysława IV na drugą stronę, czyli na Warszów. Obaj kapitanowie promów uzgodnili, że w związku ze złą widocznością promy będą kursowały nieregularnie. Na przystani Warszów w tym czasie
stanowisko tzw. czołowe nie było czynne, gdyż przeprowadzano remont, a więc prom cumował do nabrzeża burtą. Szyper "Mielina" doskonale znał te uwarunkowania, zresztą pływał na promach miejskich od
wielu lat. Prom wyposażony był w stosunkowo dobry radar, co upoważniało go do żeglugi podczas ograniczonej widoczności.
Tak więc "Mielin" z kompletem pasażerów i pojazdów odcumował z przystani
po miejskiej stronie Świnoujścia i popłynął na drugą stronę rzeki. Szyper wystawił jednego z marynarzy na dziobie promu przy rampie wjazdowej, a drugiego na skrzydle mostku z poleceniem obserwacji. Po
odcumowaniu i przekroczeniu kanału na wysokości półwyspu Kosa zakres radaru przełączył z 0,25 na 0,75 mili morskiej, aby, jak można sądzić, "popatrzyć" dalej, czy Świną nie płynie jakaś jednostka. Na
środku kanału radar ponownie przełączono na mniejszy zakres. Prom poruszał się z szybkością ok. 2 węzłów, to jest "wolno naprzód".
Na wysokości przystani po stronie Warszowa kapitan przystąpił do
wykonywania zwrotu w prawo, aby zacumować do nabrzeża lewą burtą. Zwrócił też uwagę obserwatorom, aby wypatrywali świateł nabrzeża i zredukował obroty silnika do szybkości 1-1,5 węzła. Po chwili stojący
na skrzydle mostku marynarz obserwator zauważył wyłaniający się zarys dziobu i "gruszki" statku. Ostrzegł kapitana promu i pokazał ręką, aby uruchomić maszyny "wstecz". Podobnie zadziałał marynarz
obserwujący sytuację z dziobu.
Kapitan również zauważył niebezpieczeństwo w postaci wyłaniającego się z mgły konturu statku i natychmiast przełączył oba silniki na "całą wstecz". Dodatkowo
ster dziobowy wyłożony został na stronę, po której znajdował się statek, aby zminimalizować uderzenie. Odległość do statku wynosiła ok. 10 m.
Mimo tych działań o godz. 7.50 prom "Mielin" uderzył
nadburciem w część dziobową i prawą burtę cumującego przy nabrzeżu Portowców statku, którym okazał się blisko 20-tysięcznik m/s "Kupa" bandery maltańskiej. Kąt uderzenia oceniono na ok 70 st. W
momencie uderzenia prom "Mielin" nie doznał dużego wstrząsu, żaden z pojazdów się nie przemieścił, a pasażerowie nie doznali obrażeń! Prom wycofał się i zacumował przy nabrzeżu.
Kapitan "Mielina
" polecił sprawdzić, jakie powstały uszkodzenia i czy nie zagrażają bezpieczeństwu. Okazało się, że na promie uszkodzenia są niewielkie, natomiast w burcie statku, co stwierdzono później, powyżej linii
wodnej powstał otwór w kształcie litery "V" o wymiarach 60 x 60 cm. Po zacumowaniu kapitan promu powiadomił o całej sytuacji armatora i poprosił o oględziny uszkodzeń przez służby techniczne. Te
wydały opinię, że prom może pracować do czasu wejścia do eksploatacji jednostki zapasowej.
Analizując krok po kroku przebieg całego zdarzenia, Izba Morska zwróciła uwagę, a w konsekwencji wytknęła
szyprowi promu szereg nieprawidłowych zachowań. A więc po odcumowaniu z przystani przy Władysława IV nie powiadomił on przez radio kapitana portu Świnoujście o włączeniu się do ruchu. Z kolei podchodząc
do nabrzeża po stronie Warszowa, nie skupił się na wnikliwej obserwacji ekranu radaru, a jedynie polegał na zwykłej obserwacji. Szyper zachowanie to tłumaczył rozmazanym obrazem na ekranie radaru, ale nie
podjął próby zmiany zakresu lub regulacji urządzenia. Nie uwzględnił także w należytym stopniu występującego prądu. Gdy doszło do kolizji, nie powiadomił o tym Kapitanatu Portu w Świnoujściu, a jedynie
armatora promu. Stwierdzono także, że ani burta statku, ani "gruszka" nie były właściwie oświetlone. Koszt naprawy uszkodzeń na promie wyniósł około 2900 zł, a na statku około 8360 zł.
Izba Morska
orzekła, iż winnym wypadku jest szyper promu "Mielin" i postanowiła ze względu na postawę obwinionego podczas rozprawy i szczere przedstawienie przebiegu wydarzeń jedynie ostro mu wytknąć zaniedbania,
a w szczególności zaniechanie obserwacji wskazań radaru, co w konsekwencji doprowadziło do utraty kontroli nad drogą promu. Zalecono także kapitanowi portu w Świnoujściu egzekwowanie właściwego
zewnętrznego oświetlenia zacumowanych statków.