Telefon do bliskich na Dominice był pierwszą rzeczą, jaką wykonał młody mężczyzna uratowany przez frachtowiec "Odra"
należący do Polskiej Żeglugi Morskiej.
- Nasz statek uratował karaibskiego rozbitka, który dryfował przez siedem dni na małej niesprawnej łodzi rybackiej. Był pozbawiony jedzenia i wody pitnej - mówi
Krzysztof Gogol, doradca dyrektora naczelnego PŻM.
Mężczyzna miał szczęście, że 20 stycznia polski masowiec pod dowództwem kpt. ż.w. Andrzeja Małozięcia płynął w odległości 130 mil od wysepki Dominika
w archipelagu Małych Antyli na Morzu Karaibskim.
- Około godziny 15 II oficer wachtowy zauważył dryfującą małą łódź rybacką. Kapitan wydał komendę jej okrążenia i po chwili zauważono człowieka,
który rozpaczliwie zaczął wzywać pomocy - mówi Gogol.
Ogłoszono alarm "człowiek za burtą". Gdy łódź znalazła się przy burcie masowca, rozbitek desperackim skokiem rzucił się na reling statku.
Został pochwycony przez załogę i wciągnięty na pokład.
- Okazało się, że ocalonym jest Jan Bedminister, 19-letni mieszkaniec Tarish Pit na Dominice - opowiada doradca dyrektora PŻM.
Gogol
informuje, że ta niewielka wyspa jest niezależnym państwem należącym do Wspólnoty Narodów, które niepodległość od Wlk Brytanii uzyskało w 1978 r. Mieszka na niej 69 tys. mieszkańców, a prezydentem jest
Nicholas Liverpool.
Okazało się, że na łodzi zepsuł się silnik, a rozbitek pił tylko morską wodę. Nie posiadał żadnych dokumentów. Ubrany był jedynie w krótkie spodnie. Według kapitana "Odry", jego
stan fizyczny i psychiczny był w chwili podjęcia bardzo dobry.
Masowiec PŻM płynął planowo z ładunkiem do portu Kingstown na wyspie St Vincent i tam też odstawił Jana Bedministera.
- Pierwszą
czynnością, jaką wykonał, był telefon do bliskich na Dominice. Mówiąc po angielsku, przerywając płaczem, dziewiętnastolatek opowiedział rodzicom o swoim ocaleniu przez polski statek - kończy K.
Gogol.