Kiedy w lipcu 1974 r. w Porcie Północnym uroczyście uruchamiano taśmociągi, do załadunku na statki polskiego
węgla wysłanego na eksport, nikt nie przypuszczał, że 30 lat później cała baza węglowa stanie na krawędzi bankructwa. W najbliższych latach cały eksport węgla drogą morską ma zostać wstrzymany. Tak
przewiduje strategia dla górnictwa węgla kamiennego na lata 2007-2015, przygotowana przez Ministerstwo Gospodarki, chociaż wyraźnie nie określa ona, kiedy ma to nastąpić.
Jerzy Szatkowski, prezes
zarządu Przedsiębiorstwa Przeładunkowo-Składowego Port Północny Sp. z o.o., jest załamany. Właścicielami wszystkich ciągów technologicznych, maszyn i urządzeń, są bowiem pracownicy firmy. Tylko tereny
dzierżawione są od Zarządu Morskiego Portu Gdańsk. Już na początku 2007 r., z blisko 300-osobowej załogi zwolnionych musi być ok. 100 pracowników, spośród operatorów urządzeń przeładunkowych, grupy
remontowej oraz wydziału kolejowego. Koszty spółki zaczynają przerastać przychody, które drastycznie się zmniejszyły, wraz z nieprawdopodobnym spadkiem przeładunków węgla.
Najlepszy dla bazy był
początkowy okres eksploatacji, kiedy wydobycie węgla i jego eksport drogą morską systematycznie wzrastały. Rekordowe przeładunki zanotowano w latach 1977-1978, kiedy to z Portu Północnego odpływało w
świat 9 mln t węgla rocznie. Potem nigdy już takich obrotów nie osiągnięto. Mimo to, co roku zawijało tam ok. 100 większych lub mniejszych statków, ponieważ wysokiej jakości polski węgiel, sprzedawany
poniżej cen światowych, cieszył się powodzeniem.
Załamanie przyszło niedawno, gdy kopalnie drastycznie zmniejszyły jego wydobycie. W większości pochłania je krajowy przemysł, jak elektrownie czy
huty, a na eksport już nie starcza. Raczej nie ma szans na odwrócenie trendu, ponieważ nie ma planów restrukturyzacji kopalń i pieniędzy na inwestowanie w nowe, coraz to głębsze pokłady. Jedną z
nielicznych, która tak właśnie postępuje, nie chcąc dopuścić do wyczerpania zasobów i zamknięcia kopalń, jest Jastrzębska Spółka Węglowa. Do tych przyczyn wewnętrznych doszły jeszcze spadki cen węgla na
rynkach światowych, skutkiem czego jego sprzedaż za granicę okazała się mniej opłacalna niż w kraju.
Już na początku 2005 r. wydawało się, że eksport węgla droga morską załamie się, ale wkrótce okazało
się, że na świecie nadal jest zapotrzebowanie na polski węgiel. W rezultacie, przez Port Północny wysłano 6,2 mln tego surowca. Natomiast br. jest gorszy niż oczekiwano, ponieważ planowano przeładunek 4
mln t, a do końca roku obroty sięgną zaledwie 3,5 mln t. We wszystkich 4 portach morskich: Gdańsku, Gdyni, Szczecinie i Świnoujściu, tegoroczne przeładunki węgla wyniosą ok. 9 mln t.
W 2007 r.
zapowiada się kompletny krach: eksport węgla drogą morską ma zmniejszyć się do 4,2 mln t, z czego w Porcie Północnym - do 1,5 mln t. Prezes Szatkowski wskazuje, że progiem rentowności jest poziom 2,5 mln
t, więc z samych zapowiedzi wynika, że baza węglowa przyniesie poważne straty.
Spółka nie ma rezerwowego kapitału na pokrycie deficytu, ponieważ dotychczas wszystkie pieniądze inwestowała w konserwację
i modernizację urządzeń przeładunkowych, by utrzymać je w pełnej gotowości technicznej.
J. Szatkowski upatruje pewnych szans w rozmowach prowadzonych z Węglokoksem, który jako główny dostawca
eksportowy, powinien pokryć przyszłe straty, poprzez podniesienie stawek za wysyłany węgiel, bo tylko to może zagwarantować dalsze utrzymanie gotowości technicznej bazy. Ale negocjacje są niezwykle trudne
i nie sposób przewidzieć, czy Węglokoks zgodzi się na zawarcie nowej umowy.
Czy jest inny ratunek dla bazy węglowej Portu Północnego? Wydaje się, że tak, choć wymagać to będzie sporych nakładów
inwestycyjnych. Jedną z rozważanych możliwości jest eksport koksu - i w tej sprawie szefostwo rozpoczyna rozmowy ze spółką Polski Koks. Problemem byłaby tu przebudowa ciągów technologicznych (ale nie są
jeszcze znane gwarancje ewentualnego partnera), poziom tego eksportu i okres w jakim czasie byłby on realizowany. Od tego zależałby bowiem zwrot poniesionych nakładów.
Baza jest przystosowana do
jednokierunkowej działalności, tzn. tylko do eksportu węgla, natomiast nie ma ona urządzeń, by przyjmować towary importowane. Przystosowanie do nowych funkcji, także byłoby niezwykle kosztowne, a nie
widać ewentualnego partnera, który zgodziłby się zainwestować pieniądze w ten niepewny interes. Przykład spółki Port Gdański Eksploatacja wskazuje, że można zmienić charakter nawet całego portowego
rejonu. Trzy lata temu, w Basenie Górnicznym starego portu, zdecydowała się ona zrezygnować z przeładunku węgla i znalazła w to miejsce inne towary eksportowane i importowane, jak kruszywo, klinkier czy
bentonit, stanowiący materiał do form odlewniczych.
Być może, szansą dla bazy mógłby być import węgla z krajów, gdzie jest on wydobywany po niższych kosztach niż w Polsce, np. w kopalniach odkrywkowych
w południowej Afryce, Australii, Kolumbii, Wenezueli, a nawet w Rosji.
- Taki port jest potrzebny dla bezpieczeństwa energetycznego kraju i nie można dopuścić do jego upadłości - uważa prezes
Szatkowski. I może ma rację, bo węgiel na pewno jeszcze długo będzie potrzebny naszej gospodarce. Kryzys górnictwa węglowego wymaga przygotowania portowej bazy węglowej do takiego działania, by można tam
było zastąpić zanikający eksport węgla jego importem drogą morską.