Jedną z przyczyn rezygnacji z gazoportu w Trójmieście ujawnił "Dziennik Bałtycki", który rozmawiał z nowym
prezesem Zarządu Morskiego Portu Gdańsk - Stanisławem Corą.
Z dokumentów z kwietnia br. wynika, że "terminal miał być zlokalizowany w centrum Portu Północnego, pomiędzy małym terminalem gazowym LPG
Gazpolu a wielkim terminalem kontenerowym budowanym przez brytyjską firmę DCT" - czytamy w "DB". Obiekt znalazłby się więc na terenie należącym do firmy Rudoport, który jest wciąż terminalem w
budowie.
- Uwzględniając strategiczny interes gospodarczy państwa, jakim jest zapewnienie mu bezpieczeństwa energetycznego, byliśmy skłonni zaakceptować lokalizację terminalu na lądzie (wcześniej
proponowano też na sztucznej wyspie - red.) - podkreśla Cora. - Choć mieliśmy świadomość, że jest ona dla nas niekorzystna. Jeżeli do portu wchodzi gazowiec, inne statki muszą czekać. Tymczasem w Porcie
Północnym dobiega końca budowa wielkiego terminalu kontenerowego DCT, w którym muszą być obsługiwane bez postojów duże kontenerowce. Do tego dochodziła sprawa roszczeń spółki Rudoport (...). Ktoś musiałby
wykupić jej udziały. Natomiast w przypadku sporu sądowego sprawa może ciągnąć się latami, a zabezpieczeniem roszczeń byłby teren, który stałby się niedostępny dla inwestora. Groziły więc nam straty,
będące efektem wypowiadania i niedotrzymywania umów handlowych. Inną możliwość stanowiła budowa nowego toru podejściowego do terminalu, kosztującego 120 mln zł, na co nie mamy środków - mówi Cora gazecie.
Nic więc dziwnego, że PGNiG które czas nagli - zrezygnowało.