Rozmowa z Marią Ślusarczyk, prezes zarządu Zakładu Usług Żeglugowych Sp. z o.o.
- Zupełnie bez rozgłosu, także
medialnego, skromnie i pracowicie Zakład Usług Żeglugowych Sp. z o.o. odnotował swoje 15-lecie jako samodzielny podmiot gospodarczy. A powodów do satysfakcji ma dziś ZUŻ wiele.
- Tak jest w
istocie. Nawał obowiązków nie pozwalał na świętowanie, bowiem aby istnieć musimy się rozwijaĆ, nieustannie umacniać swoją pozycję, a to pochłania wiele czasu. Mijający rok z pewnością przejdzie do
historii firmy, która ma ponad 50-letnie korzenie.
Faktycznie, satysfakcji mamy sporo. Po 15 latach zmagań zakończona została prywatyzacja. ZUŻ zakupił od Zarządu Morskich Portów Szczecin i Świnoujście
SA dotychczas dzierżawiony majątek, co umożliwia nam prowadzenie własnej, samodzielnej polityki. Teraz tylko od nas zależeć będzie, jak potoczą się dalsze losy. Gdyby nie merytoryczne podejście zarządu
pod prezesurą Dariusza Rutkowskiego, udręki niekończącej się prywatyzacji nie byłoby końca. Po trzech absorbujących wycenach, zaproponowany pakiet zyskał w końcu akceptację obydwu stron. I to nas bardzo
cieszy. Pokaźny majątek, na którym od lat pracowały nasze załogi i o który dbały jak o własny, w końcu trafił do ZUŻ-u. Obecnie 45-proc. pakiet akcji posiada nasz długoletni partner w interesach, szwedzka
firma MP Bolagen, 55 proc. załoga. Taki dobór partnera na zasadzie uzupełnienia profesji (MP Bolagen to uznany na Bałtyku armator barek pełnomorskich) otworzył nowe możliwości. Przypomnę, oprócz
świadczonych w porcie usług holowniczych i dźwigowych głównie zajmujemy się holowaniami morskimi. Ponad 60 proc. przychodów pochodzi dziś z tej działalności. Malejące zapotrzebowanie na portowe usługi
wymusiło szukanie nowych źródeł dochodów. A wyjściu na morze sprzyja dobra obecnie koniunktura na rynku. Nie do rzadkości należą przypadki przewagi popytu nad podażą. Często bywa tak, że z 12 naszych
holowników, siedem posiadających klasę morską jest nieustannie na morzu, zaś cztery regularnie pływają w basenie mórz Bałtyckiego i Północnego. Na brak zajęcia więc nie narzekamy.
- Przyglądając
się firmie od wielu lat, stwierdzić należy, że epokowe zmiany zaszły w ZUŻ-u w ostatnich pięciu latach. Jego emblematy są doskonale identyfikowane na morzach Bałtyckim i Północnym. Gdyby nie ceniona
obecnie marka ZUŻ z pewnością nie- możliwy byłby transport ogromnej konstrukcji przez cieśniny duńskie, który wzbudził spore zainteresowanie ludzi z branży.
- Przytaknę nieskromnie. Faktycznie,
najwięcej zmian zaszło w zakładzie właśnie w ostatnim pięcioleciu, tj. zmiana profilu działalności z ukierunkowaniem na holowania morskie, prywatyzacja, początek procesu modernizacji floty, odkupienie
dzierżawionego majątku, całkowita zmiana systemu organizacyjnego z ukierunkowaniem na międzynarodowe certyfikaty. Zacząć musieliśmy jednak od ratowania przedsiębiorstwa i niestety zwolnień pracowników.
Niewiele brakowało, by w 2001 r. pochłonął nas kryzys. Ale to już za nami. Po 23 latach nastąpiły pierwsze nowe inwestycje w nowoczesną flotę, dzięki czemu dysponujemy dwoma najnowocześniejszymi
holownikami: "Trytonem" i zakupionym kilka miesięcy temu "Eurosem".
Ponieważ nieustannie zabiegamy o nowe rynki i maksymalne wykorzystanie sprzętu, podejmujemy się wyjątkowo trudnych zadań. Do
takich z pewnością należał przeholunek specjalistycznego pontonu z Bremerhaven do Lubeki z dwoma suwnicami kontenerowymi na pokładzie o wymiarach 75 m wysokości i 60 szerokości. To tak jakby
przetransportować 30-kondygnacyjny wieżowiec. Ogromny rozmiar holowanego obiektu nie pozwalał na przejście przez Kanał Kiloński, więc obraliśmy trasę przez cieśniny duńskie.
Kluczową rolę odegrały:
doskonale wyposażony, silny, mocny holownik, doświadczenie załogi oraz pogoda. Trasa przebiegająca od Bremerhaven do Skagen była szczególnie narażona na wpływ złej pogody ze względu na brak jakiejkolwiek
naturalnej osłony od strony Morza Północnego oraz potencjalnego miejsca schronienia. Dlatego moment wyjścia z Bremerhaven musiał być idealnie dobrany do panujących warunków meteorologicznych i prognoz.
Przejście cieśninami duńskimi tworzy inny charakter zagrożeń, choć wpływ pogody jest także bardzo istotny. Zagrożeniem był duży ruch jednostek na torach wodnych, obecność wielu lotnisk, mostów i wąskich
przejść. Pomyślne wykonanie zadania było możliwe tylko dzięki wielkiemu doświadczeniu i profesjonalności kapitana oraz załogi. Co najważniejsze, nie mogłoby się odbyć bez udziału doskonale przygotowanego
do takich operacji holownika wielozadaniowego, nowoczesnego "Trytona".
Wspomniana para holowników "Tryton" i "Euros" otworzyła przed nami nowy rozdział w historii usług, nie tylko w obrębie
ujścia Odry. Zapewniają one bezpieczeństwo obsługi statków na poziomie do tej pory tu niespotykanym.
- ZUŻ ugruntował swoją pozycję na międzynarodowym rynku usług morskich, gdzie ma dobre
perspektywy rozwoju. W porcie jako jedyne przedsiębiorstwo w branży musi jednak walczyć z konkurencją, która weszła do Szczecina nie do końca czystą drogą.
- Chciałabym być dobrze zrozumiana. Nie
boimy się uczciwej rywalizacji. Jesteśmy do niej dobrze przygotowani pod każdym względem, czego niejednokrotnie dajemy przykłady wygrywania konkurencji na morzu. Poraża nas jednak niezdrowa, nieczysta
walka w porcie. Niemiecki potentat w dziedzinie usług holowniczych nie czekając na prawne regulacje pojawił się w Szczecinie. Utrwala się zjawisko przesądzania z góry przez pojawiających się tu armatorów
obsługi holowniczej przez niemieckiego giganta tylko dlatego, że musi być popierany rodzimy kapitał bez względu na warunki ekonomiczne. Armatorzy ci nie zwracają się nawet do nas z zapytaniem ofertowym.
Taka praktyka nie godzi się z ideami UE, stanowi jawną dyskryminację, co jest szczególnie źle odbierane na terenie tzw. ziem odzyskanych. Zjawisko to bulwersuje szczególnie, gdyż położyliśmy nacisk na
odnowę i unowocześnienie floty, która często stoi bezczynnie. Stare niemieckie holowniki działające na granicy możliwości technicznych obsługują natomiast niemieckich armatorów, często stanowiąc
potencjalne zagrożenie bezpieczeństwa w ruchu portowym. Żałuję, że takim samym patriotyzmem nie wykazują się wszyscy polscy armatorzy.
- Kończący się rok jest okazją do podsumowań i nakreślania
dalszych planów.
- Mijający rok, jak już wspomniałam, otworzył przed nami nowy etap rozwoju. Wykupiony został pokaźny majątek przedsiębiorstwa. Rok 2006 był szalenie pracowity. Obfitował w duże
wydatki: wniósł nowe dziecko pływające - "Eurosa", wzbogacił nas o sieć komputerową i nowy sprzęt na niemal wszystkich stanowiskach pacy. Kontynuowana jest zmiana struktury organizacyjnej, która nie
wiąże się z likwidacją miejsc pracy. Nasze plany to utrzymanie pozycji lidera na rynku usług holowniczych i w porcie, nieustanne poszerzanie zakresu oferowanych usług.