Heinz Schoen był 10-letnim chłopcem, gdy w 1936 roku został wcielony do dziecięcej organizacji hitlerowskiej i przysięgał
wierność Fuhrerowi. Pod koniec wojny pracował jako asystent ochmistrza na największym statku pasażerskim Wilhelm Gustloff". O tej właśnie jednostce opowiada książka Schoena, zatytułowana "Tragedia
Gustloffa". Autor był naocznym świadkiem jednej z największych katastrof morskich w historii: 30 stycznia 1945 r. "Wilhelm Gustloff", pełniąc funkcję statku ewakuacyjnego dla uchodźców niemieckich z
Prus Wschodnich, zostaje zatopiony 12 mil morskich od Ustki przez sowiecką łódź podwodną S-13.9343 osoby straciły życie, w tym 3000 dzieci. Tylko 1252 osoby przeżyły katastrofę.
"Wilhelm Gustloff"
pierwotnie był statkiem wycieczkowym, noszącym imię jednego z najwierniejszych współpracowników Adolfa Hitlera. Później przebudowano go na okręt szpitalny i bazę szkoleniową żołnierzy U-Bootów. W styczniu
1945 roku statek wypłynął z portu w Gdyni. Na jego pokładzie znajdowali się głównie uciekinierzy z Prus Wschodnich, którzy mieli już za sobą uciążliwy marsz, przy kilkunastostopniowym mrozie, po
ostrzeliwanych drogach i zamarzniętym Zalewie Wiślanym. "Wilhelm Gustloff", trafiony trzema torpedami sowieckiej łodzi podwodnej, zatonął w sztormową noc 30 stycznia 1945 roku.
Książka "Tragedia
Gustloffa" jest wstrząsającą relacją opisującą dramatyczną walkę o przetrwanie ponad 10 tysięcy rozbitków. Opowiada o niewyobrażalnym przerażeniu, śmierci i cudach. Zresztą, zatopienie niemieckiego
statku do dziś wzbudza wiele kontrowersji. Powraca bowiem dylemat win zawinionych i krzywd niewinnych.
Na nowo stawiane jest również pytanie: czy także Niemcom, którzy przyczynili się do powstania
najczarniejszej plamy w historii ludzkości - II wojny światowej - należy się miejsce wśród jej ofiar... Pozycja ta, będąca bogato ilustrowanym unikalnym dokumentem, może być znakomitym uzupełnieniem
podręcznikowej wiedzy choćby dla młodzieży ponadgimnazjalnej.