Za słabe są wlewy słonej wody przez duńskie cieśniny, aby pomóc Bałtykowi w regeneracji sił. Jak poinformowali
szwedzcy naukowcy, nigdy jeszcze w tym morzu nie było tak dużego niedoboru tlenu.
Specjalista w dziedzinie ekologii morza, prof. Fredrik Wulff, uważa, że ponad 40 tys. kilometrów kwadratowych
powierzchni dna na środkowym Bałtyku pozbawione jest tlenu. "Dowodzi to, w jak niebezpiecznej sytuacji jest nasze morze i świadczy, że bez podjęcia drastycznych posunięć możemy już nie wybrnąć z tego
położenia. Bałtyk jest chory - stwierdził prof. Wulff.
Zdaniem badaczy, dramat morza to efekt "użyźniania" przez rolnictwo. Z nawożonych pól woda wypłukuje nawozy do rzek, a z nimi do morza. Wpływ
na Bałtyk mają także niedokładnie oczyszczane ścieki komunalne.
Według naukowców ze Szwedzkiego Instytutu Meteorologii i Hydrologii, od czasu prowadzenia systematycznych pomiarów nigdy jeszcze nie
zaobserwowano tak dużego stężenia siarkowodoru w wodach bałtyckich. Gaz ten produkują bakterie, które korzystają z niedoboru tlenu i jest on zabójczy dla organizmów wyższych. Wskutek działania
siarkowodoru ginie morska fauna, a także ikra. Przy okazji rozwijają się niektóre glony, powodujące zjawisko kwitnienia morza.
Szwedzi ostrzegają, że brak tlenu i wzrost poziomu siarkowodoru może
dotknąć branżę rybną oraz mieć wpływ na turystyczny biznes. Po pierwsze, w wodach pełnych alg mało kto chciałby się kąpać, a w kontakcie mogą być one niebezpieczne dla zdrowia.
"Niepokojący stan
Bałtyku jest też spowodowany brakiem dopływu do tlenionej i bardziej słonej wody z Morza Północnego" - relacjonuje PAP.
Co roku jesienne sztormy wlewały te wody przez cieśniny Kattegat i Sund.
Niestety, w tym roku nadzieje na taki ożywczy wlew jak dotąd się nie sprawdziły. Wody Kattegatu i Sundu po długiej i ciepłej, bezsztormowej jesieni są słabo nasycone tlenem Ponadto są zbyt ciepłe, by
mogły po zmieszaniu się z bałtyckimi wodami opaść głębiej, dostarczając tam tlen".