Sklep    |  Mapa Serwisu    |  Kontakt   
 
Baza Firm
Morskich
3698 adresów
 
Zaloguj się
 
 
Szybkie wyszukiwanie
Szukanie zaawansowane
Strona głównaStrona główna
Wszystkie artykułyWszystkie artykuły
<strong>Subskrybuj Newsletter</strong>Subskrybuj Newsletter
 

  Informacje morskie. Wydarzenia. Przetargi
Wydrukuj artykuł

Energetyczna alternatywa dla Polski

Namiary na Morze i Handel, 2006-09-22

Z Pawłem Brzezickim, prezesem zarządu Agencji Rozwoju Przemysłu, rozmawia Ewa Grunert - Rząd wyraził wolę zbudowania gazoportu. Gdzie, pana zdaniem, powinien być on zlokalizowany? - Tam, gdzie będzie najtaniej i najkorzystniej, zarówno dla Polski, jak i dla zwykłego odbiorcy tego gazu. Lokalizacja powinna być wyznaczona na drodze rachunku ekonomicznego oraz względów bezpieczeństwa. Mam nadzieję także, że zostaną wzięte pod uwagę koszty transportu lądowego i morskiego. Ponieważ na ten temat są różne opinie, poczekajmy na wyliczenia ekspertów. - Może jednak przypomni pan, jakie są argumenty przemawiające za ulokowaniem gazoportu w Gdańsku, a jakie w Świnoujściu. - Argumenty przemawiające za Świnoujściem, czyli za lokalizacją w zachodniej części Polski (bo to nie musi być w samym Świnoujściu, ale może w innym, bardziej korzystnym miejscu nawigacyjnym) są czysto ekonomiczne. Statki, które musiałyby iść z Cieśnin Duńskich na Bałtyk, będą skracały podróż w sumie o 16 godz., jeśli gazoport będzie zbudowany w zachodniej części Polski. Należy założyć, że w ciągu roku będziemy mieli ok. 50 wejść do portu. Tyle bowiem potrzeba do obsłużenia zakładanych zdolności przeładunkowych terminalu, czyli 5 mld m3. Doba pracy takiego statku kosztuje 100 tys. USD, czyli rocznie daje to 5 mln USD zaoszczędzonych na kosztach transportu morskiego. Jeśli weźmiemy także pod uwagę amortyzację terminalu, wynoszącą ok. 30 lat, to otrzymujemy 150 mln USD. Ważne jest, czy nadwyżka w kosztach, jeśli terminal znajdzie się w Gdańsku, może być zrównoważona poniesionymi kosztami inwestycji w gazociągi i rury, które muszą być dokonane w zachodniej części. Drugim, ważnym elementem, który należy wziąć pod uwagę, jest bezpieczeństwo. Do tej pory na Bałtyku nie wydarzyła się żadna katastrofa ekologiczna, ale transport gazu nie należy do bezpiecznych przewozów. Co prawda przemysł LNG jest oceniany jako bezpieczny, ale trzeba liczyć się z każdą ewentualnością. - Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo, wymieniane jako potencjalny inwestor, miało uzgodniony list intencyjny z Zarządem Morskich Portów Szczecin i Świnoujście. Czy to coś sugeruje? - Podpisane zostały dwa listy intencyjne: jeden ze Szczecinem, drugi z Gdańskiem, ale z tego nic jeszcze nie wynika. PGNiG zleciło firmie specjalistycznej wykonanie opracowania, które ma ocenić poszczególne lokalizacje. Dokument ma być gotowy do końca roku. Znajdzie się tam również wyliczenie kosztów. - Z różnych informacji wynika, że koszt budowy gazoportu wyniesie od 500 mln do 1 mld USD. - Jaki by nie był ten koszt, to zapłaci go odbiorca (dystrybutor - red.) tego gazu. Zostanie on wyłoniony w drodze przetargu. - Dlatego optuje pan za powołaniem osobnej firmy, która zajęłaby się całą logistyką gazową? - Myślę, że należy powołać osobną firmę. PGNiG jest dystrybutorem lokalnym, detalicznym. Jeśli weźmiemy 100% nakładów, to ok. 40% jest po stronie terminalu wyładunkowego, 30% stanowi transport drogą morską, a pozostałe 30% należy do podmiotu zajmującego się dystrybucją gazu w kraju. Jeśli zatem ktoś, kto ma tylko 30%, zajmuje się całym przedsięwzięciem - to jest to trochę dziwne. Powinien być jakiś podmiot, który miałby szansę przejąć, jeśli już nie całość, to przynajmniej 70% nakładów, co oznacza, że zająłby się terminalem wyładunkowym i transportem gazu do Polski. - Gdzie byłaby zlokalizowana ta firma i jaka byłaby jej struktura? - Lokalizacja nie ma znaczenia. Firma powinna być w Polsce, pod kontrolą Skarbu Państwa. Może to być, oczywiście, Agencja Rozwoju Przemysłu, ale niekoniecznie. Może być to spółka całkiem oddzielna, założona przez ministra skarbu, finansów, czy gospodarki. Taka państwowa firma kontrolowałby część handlu i transportu gazu drogą morską oraz jego dystrybucję w Polsce. Jej kontrahentami byliby sprzedający, armator i kupujący. Gwarantowałaby bezpieczeństwo, ponieważ mogłaby wpływać na wszystkie elementy łańcucha transportowego. A transport gazu kończy się w naszych domach. - Czy PGNiG zgodzi się z tą koncepcją? Były już może prowadzone jakieś rozmowy na ten temat? - Agencja Rozwoju Przemysłu nie prowadziła żadnych rozmów. Jestem przekonany, że i państwo, które musi myśleć o bezpieczeństwie, nie będzie brało pod uwagę zgody PGNiG. - Dlaczego PGNiG miałoby być inwestorem gazoportu? - Taka opinia krąży od dłuższego czasu. PGNiG jest tylko i wyłącznie detalistą, czyli tym, który ma odebrać gaz z terminalu i dostarczyć do domu. - Dochody tej firmy byłyby oparte na marży pobieranej z handlu gazem? - A z czego by PGNiG miało pieniądze? Nowa firma ma gaz kupić, przywieźć, rozprężyć w Polsce i wpuścić do rury dystrybutora. Musi więc być jakaś różnica między kosztami sprzedaży i zakupu. Natomiast na koszty tej firmy będą się składać zarówno koszty PGNiG, jak i koszty armatora. Mówimy o platformie kapitałowej, w której wszyscy będą uczestniczyli. Ale ta firma będzie należała do państwa, a nie do PGNiG. Jest to wyniesienie na wyższy szczebel. Gaz powinno kupować państwo, a nie dostawca gazu do domu. Musi powstać jeden podmiot, który będzie tym zarządzał. - Czy planowana firma, która będzie obracała potężnym kapitałem, będzie również inwestowała w budowę gazowców? - Urzędnicy, którzy pracują w firmie, nie muszą być ekspertami od zarządzania terminalem czy flotą. Wyłoniony zostanie w konkursie właściciel terminalu i właściciel statków. Firma zawrze umowy ze Skarbem Państwa i Ministerstwem Finansów, według formuły "weź i zapłać". Zajmie się więc raczej outsourcingiem działalności handlowej - może eksploatację terminalu odda w zarząd, np. rafinerii, a statki w zarząd armatora. Jednocześnie będzie ponosić wszystkie koszty ich utrzymania. - Budowa gazowców może zostać ulokowana w Stoczni Gdynia, która co prawda nigdy nie budowała takich jednostek, ale jest do tego przygotowana technologicznie. - Myślę, że Stocznia Gdynia będzie w stanie budować takie jednostki. Ale gdyby nawet dzisiaj została podjęta taka decyzja, to dopiero za 5 lat otrzymamy pierwszy statek. Mój pomysł polega na tym, że aby zapewnić Polsce, maksymalne bezpieczeństwo część łańcucha przesyłu gazu musi kontrolować państwo. Musimy panować nad transportem morskim i dobrze by było, aby były to nasze statki. - Mówił pan o konkursie na armatora. Ale i tak wiadomo, że będzie to PLO. Dlaczego właśnie ten armator? - Dlatego, że PLO jest armatorem, co prawda małym, ale za to związanym kapitałowo ze Stocznią Gdynia. Będzie to właściwie utworzenie nowego przedsiębiorstwa armatorskiego. - Ma pan pewność, że budowa gazoportu rzeczywiście dojdzie do skutku? Czy Skarb Państwa będzie stać na tak potężny wydatek? - A czy rząd ma alternatywę? Jeżeli zostanie podjęta decyzja polityczna o ulokowaniu tarczy antyrakietowej w Polsce i w Czechach, to skończy się tym, że Rosjanie podejmą przeciwko nam kroki polityczne i gospodarcze. Już zostało to zapowiedziane. A jest właściwie tylko jeden sposób: zakręcenie kurka. Musimy mieć alternatywne dostawy gazu: rura z Norwegii, elektrownia atomowa, otwarcie kopalń. Skądś tę energię musimy brać, bo przecież ciągle rośnie jej zużycie. - Dziękuję za rozmowę.
 
Rozmawiała: Ewa Grunert
Namiary na Morze i Handel
 
Strona Główna | O Nas | Publikacje LINK'a | Prasa Fachowa | Archiwum LINK | Galeria
Polskie Porty | Żegluga Morska | Przemysł okrętowy | Żegluga Śródlądowa | Baza Firm Morskich | Sklep | Mapa Serwisu | Kontakt
© LINK S.J. 1993 - 2024 info@maritime.com.pl