Słowa tytułu są zapożyczone od znanej i popularnej ongiś piosenki marynistycznej, w której autor opowiadał o statku,
radiooficerze i... depeszy skierowanej do chiefa, że ten został ojcem. Tajemnicę (w radiokomunikacji obowiązuje tajemnica korespondencji) radiooficer zdradził i poznał ją cały statek.
Sympatyczna
piosenka powstała w odległych czasach i statkowe realia mocno się zmieniły. Przebywając kilka dni na "Nawigatorze XXI", mogłem zaglądnąć w różne statkowe zakamarki i dowiedzieć się, jak to teraz jest.
Wyjaśnijmy najpierw, co oznaczają słowa tytułu. Zęza to na każdym statku najbardziej mroczne miejsce, znajduje się wewnątrz kadłuba na samym spodzie pod silnikiem głównym i agregatami prądotwórczymi. I
chociaż trudno tam się dostać, to biada takiej załodze, która zaniedba jej czyszczenia, gdyż każdy brud tam się najprędzej gromadzi, a podczas awarii urządzenia (odpukać w niemalowane drewno) mogą tam
spłynąć oleje lub smary.
Dek z kolei - pisany z angielska deck - to pokład statku, czyli górna jego część, a w piosence chodziło prawdopodobnie o dach nadbudówki (pokład pelengowy), na którym zawsze
naczelne miejsce zajmuje kompas magnetyczny. Pokład ten w gwarze marynarskiej nazywany jest często "monckey deck", gdyż małpiej zręczności wymaga namierzanie z tego miejsca w czasie sztormu. Dzisiaj
nawigatorzy przy określaniu pozycji korzystają z satelitarnego systemu GPS i rzadziej muszą się tam wdrapywać. Oprócz kompasu jest tam przynajmniej kilka anten radiowych, radarowych i innych urządzeń.
Pożegnanie radiooficera
Dochodzimy tu do sedna rzeczy, gdyż określenie od zęzy aż po dek to nic innego jak cały statek ze wszystkimi zakamarkami. Zanim zagłębimy się w poszczególne
pomieszczenia, to warto sprostować passus o radiooficerze. Otóż na statkach nie ma już od lat takiej funkcji. W rolę oficera-radio wcielają się kapitan oraz wszyscy oficerowie podczas swoich wacht,
prowadząc i utrzymując łączność z brzegiem i innymi statkami.
Dawny oficer-radio musiał na dodatek znać biegle alfabet Morse'a, gdyż tylko w języku kropek i kresek porozumiewano się przez radio na
większe odległości, o ile można było łączność nawiązać. Dziś alfabetu Morse'a w łączności cywilnej praktycznie się nie używa, a do łączności na mniejsze odległości służy popularna radiostacja UKF,
która w wersji przenośnej jest wielkości telefonu komórkowego. Do korespondencji w zasięgu stacji brzegowych służy również telefon komórkowy, a także satelitarny. Tym ostatnim możemy się połączyć ze
wszystkich akwenów morskich świata, z wyjątkiem rejonów podbiegunowych.
- To nie wszystko - wyjaśnia II oficer na "Nawigatorze XXI" Radosław Rozkrut. - Nad nami, czyli na pokładzie pelengowym
(namiarowym) jest jeszcze kilka specjalnych anten radiowych i obracających się w płaszczyźnie poziomej anten radarowych. W związku z tym mamy kilka systemów łączności. A więc obok radiotelefonów UKF na
statku jest radiostacja pracująca na pełnym zakresie fal, wyposażona w system GMDSS, służący do automatycznego wywołania w niebezpieczeństwie. Po włączeniu system sam nadaje podstawowe parametry statku.
Dalej w dwóch kopułach znajdują się anteny do łączności satelitarnej, a w kabinie nawigacyjnej odpowiednie odbiorniki. Mamy cyfrowe, selektywne wywołanie, odbiorniki map pogody, ostrzeżeń nawigacyjnych,
radiowy faks, a od niedawna system AIS - wykorzystywany do automatycznej identyfikacji statku.
Mamy jeszcze w kabinie nawigacyjnej nowoczesne monitory sprzężone z elektroniczną mapą morską i
urządzeniem GPS, pozwalające śledzić na ekranie komputera trasę statku z zaznaczeniem na mapie jego pozycji oraz pozycji statków śledzonych radarem. Oczywiście tych urządzeń do sterowania i kontroli jest
na mostku znacznie więcej. Ot, choćby można z kabiny nawigacyjnej sterować pracą maszyny głównej i śruby nastawnej, nie mówiąc już o tzw. autopilocie w gwarze marynarskiej zwanym "Michałem", który
automatycznie utrzymuje statek na ustalonym kursie lub zaplanowanej trasie.
A co w siłowni i na pokładzie?
Wróćmy w tym momencie do siłowni. Z wyjaśnień chiefa - Wojciecha Mikulskiego,
starszego mechanika (chiefem na statku nazywa się także starszego oficera pokładowego) dowiemy się, że w trakcie normalnej wachty w maszynowni, gdy sterowanie silnikiem przekazane jest na mostek, pełni
służbę tylko jedna osoba, i to nie przy silniku, ale w osobnym pomieszczeniu ze wskaźnikami, komputerem i obserwuje wskazania przyrządów.
Na "Nawigatorze XXI" tych urządzeń do kontroli w maszynowni
jest sporo. Silnik główny produkcji "Cegielskiego" ma moc nieco ponad 1500 koni mechanicznych (1120 kW). Pracują tam dwa agregaty prądotwórcze, każdy o mocy 240 kW, a trzeci, awaryjny jest na
pokładzie. Muszą one zapewnić nieprzerwane zasilanie wszystkim urządzeniom nawigacyjnym i sterowniczym, dać sporo energii podczas manewrów i pracy steru strumieniowego, oświetlić statek, zapewnić
klimatyzację i wentylację, a także zasilić statkową kuchnię i chłodnię.
Silnik główny "Nawigatora XXI" ma stałe obroty (760 na minutę) i poprzez przekładnię napęd przekazywany jest na śrubę
nastawną. Prędkość statku reguluje się większym lub mniejszym wychyleniem płatów śruby, w ten sposób uzyskiwany jest także ciąg wstecz. Warto powiedzieć, że w pomieszczeniach maszynowni są jeszcze
zbiorniki z paliwem, którego mieści się tam ok. 90 ton, na słodką wodę o pojemności 140 ton, biologiczna oczyszczalnia ścieków i wiele innych urządzeń.
Zajrzyjmy na pokład, gdzie kpt. Zbigniew Ferlas,
który dowodzi tym całym królestwem ludzi, maszyn, komputerów, objaśnia możliwości statku. "Nawigator XXI" został zaprojektowany i zbudowany tak, aby szkolić przyszłą kadrę oficerów marynarki handlowej
na potrzeby floty XXI wieku, a także służyć badaniom morza. Na statku jest np. laboratorium komputerowe przeznaczone dla studentów oraz szereg pomieszczeń dla naukowców. Mają oni do dyspozycji m.in. sieć
komputerową i zintegrowany system zarządzania danymi, sondę wielowiązkową pozwalającą stworzyć na ekranie lub wydruku wierny, trójwymiarowy obraz morskiego dna, wibrosondę do pobierania próbek dna, pojazd
głębinowy z kamerami, urządzeniami nawigacyjnymi i manipulatorem z czerpakiem do pobierania próbek dna. Pojazd może operować do głębokości 300 metrów, może także dokonać oględzin podwodnej części kadłuba,
śruby, urządzeń sterowych, portowych nabrzeży, platform wiertniczych, rurociągów, tam, zbiorników wodnych. Na statku jest także kompletna i zintegrowana stacja meteorologiczna do pomiaru prędkości i
kierunku wiatru, ciśnienia, temperatury i wilgotności powietrza.
Z naszej szczecińskiej pływającej akademii często korzystają naukowcy z Niemiec - ostatnio na Bałtyku ornitolodzy obserwowali trasy
przelotów ptaków, polskie firmy wydobywające z dna kruszywo budowlane, naukowcy obserwujący zaburzenia przepływu wody wokół śruby, inspektorzy rybołówstwa i
inni.