Zakładając, że cykl przygotowania inwestycji zajmuje około dwóch lat, a sama budowa do trzech, można by powiedzieć, że
już na początku obecnej dekady powinniśmy hucznie otworzyć nasz pierwszy terminal LNG. Niestety, stało się inaczej; projekt budowy terminalu LNG w Świnoujściu z lat dziewięćdziesiątych ugrzązł wśród
innych niezrealizowanych projektów. To efekt braku spójności polskiej polityki energetycznej, a także mało skutecznej polityki zagranicznej. W podjęciu decyzji - paradoksalnie - pomogła nam Rosja, która
pewnego zimowego dnia zakręciła kurek z gazem Białorusi i pośrednio Polsce.
Ile kosztuje bezpieczeństwo?
Lewicowy rząd Leszka Millera stał na stanowisku, że bezpieczeństwo ma konkretną
cenę. Uważał, że przekroczenie pewnej granicy cenowej sprawia, że bezpieczeństwo staje się nieopłacalne. Tak mniej więcej argumentował swoją decyzję o wycofaniu się ze wstępnych umów na budowę gazociągu z
Norwegii do Polski i dostaw kilku miliardów metrów sześciennych gazu rocznie.
Takie "biznesowe" podejście do bezpieczeństwa, na dodatek w wykonaniu lewicowej ekipy, wydawało się dość zaskakujące.
Okazało się, niestety, również fatalne w skutkach. Po niemal 18 latach od okrągłego stołu Polska nadal jest zależna od nieobliczalnej Rosji, która robi w europejskiej energetyce co chce: rozdziela role
tak, by jeszcze przez wiele dziesięcioleci zapewnić sobie rynki zbytu w Europie i móc wywierać wpływ na gospodarkę i politykę Starego Kontynentu, czerpiąc przy tym ogromne dochody.
Jaką rolę Rosja
przydzieliła Polsce? Odpowiedź narzuca się sama: peryferyjnego kraju o nikłym znaczeniu w systemie energetycznym Europy. Najlepiej byłoby dla Rosji, by taki kraj jak Polska był jedynie odbiorcą gazu
związanym z nią wieloletnimi umowami i by omijały go ważniejsze gazociągi. Rosja nie musi współpracować z krajem, który nie chce być jej satelitą w gospodarce i polityce i ma niewielkie znaczenie na rynku
importerów gazu (zużywa 13,5 mld m sześć, gazu rocznie). Gazociąg bałtycki omijający Polskę szerokim łukiem jest tego najlepszym dowodem. Nie musi to być jednak łuk tryumfalny.
Po zwycięstwie PiS-u
stało się jasne, że dywersyfikacja powróci jako główny punkt nowej polityki energetycznej. Dzisiaj nie stawiamy pytania: czy warto budować terminal LNG, tylko gdzie? Odpowiedź na pytanie "kiedy?",
jest już znana - jak najszybciej.
Gdańsk czy Świnoujście
A może zamiast jednego dużego terminalu gazu skroplonego LNG w Świnoujściu lub w Gdańsku można zbudować dwa mniejsze w obydwu tych
miastach? Zdaniem Dariusza Zarzeckiego, ekonomisty z Uniwersytetu Szczecińskiego, ten pomysł ma swoje zalety, wśród nich tę, że byłby tańszy w realizacji. Droższa byłaby jednak w przypadku wyboru takiej
koncepcji budowa infrastruktury przesyłowej.
Pomysł ten jednak ma wiele innych zalet, np. byłyby dwa źródła dystrybucji LNG w krajowym systemie przesyłowym.
Otwarte pozostaje jednak nadal pytanie,
czy taką koncepcję bierze pod uwagę konsorcjum firm pracujących obecnie nad studium wykonalności i lokalizacją terminalu LNG, zleconym przez Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo. Studium wykonalności
tego przedsięwzięcia gotowe będzie najwcześniej za około miesiąc, a najpóźniej pod koniec tego roku.
Zdaniem wojewody zachodniopomorskiego Roberta Krupowicza, projekt budowy gazoportu w Świnoujściu ma
niezmiennie "50 procent szans na realizację". Zdecydowanie więcej argumentów przemawia za wyborem Świnoujścia. Wśród argumentów przeciwko budowie terminalu LNG w Świnoujściu najważniejszy dotyczy
oddziaływania tej inwestycji na środowisko, w tym plażę i Woliński Park Narodowy. Jest to jednak problem do rozwiązania. Dowodem tego są terminale LNG zlokalizowane w Hiszpanii, która jest turystycznym
eldorado, mimo że na wybrzeżu działa tam już pięć terminali LNG, a w planach są kolejne.
Czysta technologia
LNG (ang. Liquefied Natural Gas) to skroplony gaz ziemny. W procesie skraplania
otrzymuje się paliwo o temperaturze około minus 160 st. C. Skroplony gaz ma objętość około 600 razy mniejszą niż w stanie gazowym, co czyni go bardziej ekonomicznym i łatwym w transporcie. Na system
dostawczy składają się: rurociągi doprowadzające gaz ze złoża do instalacji skraplających, terminal załadunkowy, tankowce (metanowce lub jak chcą inni - gazowce) oraz terminal rozładunkowy -
regazyfikacyjny.
Polską interesują wszystkie ogniwa tego łańcucha, dwa z nich jednak szczególnie. Najważniejszym jest ostatni element tego systemu, czyli terminal regazyfikacyjny. Mniej ważnym, ale
również bardzo istotnym - ogniwo transportowe, czyli gazowce. Wiadomo już, że terminal LNG powstanie, ciągle nie wiadomo natomiast, czy gazowce dostarczające gaz do Polski wybudowane zostaną za pieniądze
nowo powołanej spółki z udziałem Skarbu Państwa, czy też lepiej (taniej) będzie dzierżawić takie jednostki lub jedynie zlecać innym armatorom dostawę. Tadeusz Zwierzyński, nowy wiceprezes Polskiego
Górnictwa Naftowego i Gazownictwa ds. projektów strategicznych, podkreśla, że decyzji w tej sprawie ciągle nie ma. Jej skutki będą niebagatelne - budowa jednego gazowca to wydatek rzędu nawet 200 mln
dolarów.
Jak będzie działać terminal LNG
W terminalu następowałby rozładunek i regazyfikacja LNG. Tu również miałyby swój początek gazociągi przesyłowe. Regazyfikacja polega na
przywróceniu gazu w postaci skroplonej do postaci gazowej. Odbywa się to przez ogrzewanie skroplonego surowca.
Dzięki współpracy polskiego PGNiG i hiszpańskiego koncernu Repsol, polscy dziennikarze
mogli na własne oczy obejrzeć ten proces w terminalu LNG "Bania de Bizkaia" w Bilbao, w autonomicznym Kraju Basków w Hiszpanii. Na skalistym brzegu pod Bilbao (by rozpocząć inwestycję, trzeba było
wysadzić w powietrze tysiące ton skał) powstała elektrownia zasilana gazem, a tuż obok - terminal LNG.
System regazyfikacji LNG w terminalu sprzężony jest z systemem produkcji elektryczności w
elektrowni. Doskonale widać to na przykładzie "wędrówki wody". Woda - pobierana prosto z Atlantyku - służy do schładzania instalacji w systemie produkcji w elektrowni. W trakcie tego procesu woda
ogrzewa się i wtedy przesyłana jest do terminalu, gdzie ogrzewa instalacje do regazyfikacji LNG. Stamtąd - ponownie schłodzona - płynie znowu do elektrowni, gdzie jeszcze raz schładza przegrzany system.
W Polsce nie planuje się budowy takiego sprzężonego systemu, jednak bardzo ważną kwestią, która może wpłynąć na decyzję o wyborze lokalizacji terminalu LNG, jest sprawa odbioru gazu.
Zachodniopomorskie zużywa rocznie około 1,3 mld m sześć. gazu. Tymczasem pomorskie - trzykrotnie mniej. Jeśli terminal miałby przyjmować - jak się planuje - około 2,5 mld m sześć, gazu rocznie, sprawą
niezwykle istotną jest kwestia jego zagospodarowania możliwie najbliżej źródła dostaw. Przesył gazu kosztuje bowiem sporo i wiąże się z koniecznością zainwestowania w rurociągi i tłocznie.
Dyskusja i kompleksy
Z perspektywy Warszawy spór między Świnoujściem (czytaj: Szczecinem) a Gdańskiem o to, gdzie ma być wybudowany terminal gazu skroplonego, nie ma większego znaczenia. Ważne
jest, że terminal powstanie. Obecny w Bilbao wiceprezes Tadeusz Zwierzyński podkreślał, że zadecydują o wyborze miejsca nie względy polityczne, lecz ekonomiczne, a Szczecin "nie powinien ustawiać się w
dyskusji na temat lokalizacji na pozycji przegranego".
Rywalizacja między Szczecinem a Gdańskiem przybiera czasem formę destrukcyjną i szkodzi obu miastom i regionom. Zamiast współpracować przy
wspólnych przedsięwzięciach, te dwa porty i miasta walczą między sobą, co jak zwykle wykorzystują sąsiedzi.
Inna sprawa to kwestia rzeczywistych korzyści dla miast i regionów w związku z budową
terminalu. Wydaje się, że jest dużo przesady w oczekiwaniu, że terminal będzie dla regionu żyłą złota. Na przykładzie "Bahia de Bizkaia" widać, że będzie to inwestycja w bezpieczeństwo systemu
energetycznego kraju, a nie przedsięwzięcie, które otworzy drogi rozwoju dla zapóźnionego regionu. W "Bahia de Bizkaia" pracuje na jednej zmianie zaledwie 20-25 osób. W sumie jest tam 72 pracowników.
Terminal jest zautomatyzowany i skomputeryzowany. Po regazyfikacji gaz płynie gazociągami do sieci, w tym również za granicę - do Francji.
Oczywiście sama budowa terminalu wiąże się z ożywieniem
lokalnego rynku pracy i pośrednio lokalnej gospodarki. Gazociąg w Bilbao powstał z powodu rosnącego zapotrzebowania na gaz w autonomicznym Kraju Basków. Na Pomorzu Zachodnim nie ma aż tak dużego ssania na
rynku gazu ziemnego, panuje tu raczej zastój. To samo można jednak powiedzieć o Pomorzu Gdańskim. W tym wypadku decydują inne - strategiczne względy, o których już wspomnieliśmy.
Terminal w Bilbao
(oddany do użytku w 2002 r.) przyjmuje około 2,7 mld m sześć, gazu rocznie. Po rozbudowie (niebawem ruszy budowa trzeciego zbiornika) będzie mógł przeładować od 4 do 5 mld m sześć, gazu rocznie. Jego
budowa kosztowała prawie 265 mln dolarów. Dzisiaj inwestycja ta pochłonęłaby o około 60 procent więcej.
Kilka innych pytań
Ciągle otwartą kwestią pozostaje sprawa dostawców gazu. Obecnie
LNG wytwarza 13 krajów na świecie. Najwięksi producenci to kraje basenu Pacyfiku. Wśród nich główną rolę odgrywa Indonezja, która zapewnia 16 procent światowego eksportu. Łącznie Indonezja, Malezja,
Australia i Brunei sprzedają 44,5 procent światowej produkcji LNG. Trzecim na świecie eksporterem LNG jest Katar. Obecnie skrapla ponad 27 mld m sześć. gazu. Plany ma jednak bardzo ambitne - w 2010 roku
planuje poddać temu procesowi 106 mld m sześć. gazu. Pytania dotyczące kierunku dostaw są bardzo istotne z powodu kosztów. Szacuje się, że koszt transportu to 20, a nawet 30 procent ceny końcowej LNG.
Wstępnie przyjmuje się, że koszt budowy terminalu LNG wraz z flotą kilku gazowców wyniesie około miliarda euro.