Rybacy Gryfa domagać się będą od państwa około 12 milionów złotych z tytułu nie wypłaconych pensji i dodatków
dewizowych. Zapowiedzieli złożenie pozwu do sądu. Mimo że firma upadła w 2002 r., a sąd pracy wydał wyroki na ich korzyść, okazało się, że syndyk będzie w stanie wypłacić im zaledwie ułamek tej kwoty.
Wczoraj w imieniu załogi trzej byli pracownicy Przedsiębiorstwa Połowów Dalekomorskich i Usług Rybackich "Gryf" chcieli się dowiedzieć od wojewody Roberta Krupowicza, organu założycielskiego
przedsiębiorstwa państwowego, jakie mają szanse na odzyskanie zaległych pieniędzy.
- Moje możliwości interwencji w tej kwestii są niewielkie - tłumaczył Krupowicz. - Sprawa podlega syndykowi masy
upadłościowej i sędziemu komisarzowi, który kontroluje upadłość i sprzedaż majątku.
Jak poinformował Andrzej Mańkowski, reprezentant upadłego (występuje w sądzie w imieniu wojewody), na koncie syndyka
jest ok. 6 mln zł. Są to pieniądze ze sprzedaży Domu Rybaka i nabrzeża. Więcej środków już nie wpłynie, bo sprzedano niemal wszystko. Z pieniędzy syndyka trzeba będzie w pierwszej kolejności oddać to, co
załodze wypłacił w momencie upadłości Fundusz Gwarantowanych Świadczeń Pracowniczych, czyli 4 mln zł. Według szacunków wojewody, wierzytelności razem z tym zobowiązaniem wynoszą ponad 11,5 mln zł. W tej
kwocie 2 mln zł to zaległe pensje, 5,5 mln zł - dodatki dewizowe rybaków.
Sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że od 2002 r. nie udało się zamknąć listy wierzycieli. - Dopóki lista nie będzie
ustalona, trudno będzie dokonać wypłat jakichkolwiek pieniędzy - stwierdzono na spotkaniu u wojewody.
- Dlaczego nie podejmowano działań wcześniej, gdy nasze statki stały w Montevideo i Vancouver -
pytał kpt. Stanisław Nowoszycki. Jego zdaniem, statki w Montevideo zostały sprzedane po zaniżonych cenach a w trakcie likwidacji "nastąpiło rozgrabienie majątku".
- Męczymy się już 5 lat z tym
problemem i dochodzimy do momentu, że syndyk nie ma pieniędzy, załoga nie ma pieniędzy i majątku nie ma. A na początku upadłości Gryfa trawlery i nieruchomości były szacowane na 50 mln zł - skarżyli się
przedstawiciele pracowników.
- Ja nie mam dla panów dobrej rady poza tą, że dobrze by było, żeby sprawę jeszcze raz zbadała prokuratura. Bo zarzuty które stawiacie, są poważne - radził wojewoda.
Romuald Chudzik, przewodniczący Stowarzyszenia Marynarzy i Rybaków Poszkodowanych w Wyniku Upadłości Państwowych Przedsiębiorstw Armatorskich - zapowiedział złożenie pozwu przeciw Skarbowi Państwa o
odszkodowanie.