Niemcy twierdzą, że nie naruszyli prawa podczas manewrów na Bałtyku. Jak informowaliśmy, 16 sierpnia polskie promy
musiały zmieniać kurs, zbaczając z toru podejściowego do Świnoujścia, bo prosiły je o to niemieckie okręty wojenne. Strona polska twierdzi, że nie została o ćwiczeniach powiadomiona, a nasz MSZ
zaprotestował.
Badając okoliczności incydentu w Zatoce Pomorskiej, niemiecka marynarka wojenna nie znalazła żadnych punktów zaczepienia wskazujących na naruszenie prawa - poinformowała PAP powołując
się na dziennik "Frankfurter Allgemeine Zeitung".
- Niemiecka marynarka przywiązuje wielkie znaczenie do faktu, że żaden statek nie został zmuszony do zmiany kursu ani też nie został zepchnięty. W
żadnym wypadku nie ćwiczylibyśmy umyślnie na spornym terenie - powiedział gazecie rzecznik tamtejszego MON.
Dodał, że akwen na którym ćwiczono, zaznaczony jest na międzynarodowych mapach, a manewry w
tym miejscu odbywają się od lat, bez żadnych zastrzeżeń ze strony Polski.
"FAZ" pisze, że morski odcinek granicy obu krajów jest "traktatowo uregulowany" i nie jest przedmiotem sporu.
"Istnieją jednak polskie roszczenia do praw podejścia do portów w Świnoujściu i Szczecinie" - zauważa gazeta. Redakcja przypomina o decyzji z 1995 r. polskiego rządu, w której podejście do obu portów
określono jako polskie wybrzeże. "Wejście od północy zostało tym samym zakwestionowane"- stwierdza "FAZ".
Zdaniem gazety, interwencja ministra Wiecheckiego miała zapewne właśnie tę
przyczynę.