W XXI WIEKU mimo ogromnego postępu w konstruowaniu statków, wyposażeniu ich w cały szereg instrumentów
nawigacyjnych, radarów, środków łączności, systemów komputerowych i bezpieczeństwa, nadal zdarzają się tragedie. Statki nie powracają do portów, a światowe statystyki żeglugowe odnotowują co roku po
kilkanaście i więcej morskich wypadków.
Szczecińska Akademia Morska-obok specjalistycznych kierunków studiów prowadzi także Ratownictwo, a absolwenci tej specjalności obok teorii poznają na
zajęciach praktycznych m.in. tajniki nurkowania i ratowania tonących, obsługi specjalistycznego sprzętu ratowniczego, posługiwania się urządzeniami zapewniającymi bezpieczeństwo i ratownictwo na statku. Z
kolei wszyscy studenci akademii, kobiety i mężczyźni podczas praktyk na statku badawczo-szkoleniowym "Nawigator XXI" uczestniczą w zajęciach alarmowych.
Jednym z takich alarmów jest ogłaszany przez
kapitana "Alarm opuszczenie statku", po którym wszyscy członkowie załogi zbierają się na pokładzie, zakładają pasy ratunkowe (kapoki) i przygotowują tratwy pneumatyczne do zrzucenia na wodę i zajęcia
w nich miejsca. Teoretycznie wydaje się, że jest to proste. Trzeba jednak w jak najkrótszym czasie wybiec na pokład, zabrać ze sobą określone rzeczy, dopiero na górze założyć kapok, zrzucić na wodę tratwy
ratunkowe, które wcale nie są lekkie, z dobrych kilku metrów wysokości pokładu skoczyć do wody, dopłynąć do tratwy i wdrapać się do środka. Jeśli do tego wyobrazimy sobie, że na morzu rozszalał się
sztorm, a temperatura wody wynosi tylko kilka stopni powyżej zera, to te podstawowe czynności nie są wcale proste.
Obserwowaliśmy takie ćwiczenia na "Nawigatorze XXI", prowadzone przez kpt.
Zbigniewa Ferlasa, który jest jednocześnie szefem specjalności ratownictwo.
Członkowie załóg mają obecnie do dyspozycji ubrania ratunkowe, które przy niskiej temperaturze wody dobrze chronią człowieka
przed wyziębieniem, a jednocześnie zapewniają pływalność. Jeśli założymy taki ubiór i zapniemy zamki, to nie dopuszcza on do wnętrza wody, a jednocześnie zapewnia utrzymanie się na powierzchni. Tym samym
nie jest już potrzebny pas ratunkowy. Dużym stresem jest skok z pokładu do wody. Tu trzeba pamiętać o właściwym ułożeniu ciała. Z kolei w wodzie musimy jeszcze pokonać kilkanaście lub kilkadziesiąt metrów
do tratwy ratunkowej i wspiąć się do jej wnętrza. Kombinezon ratunkowy wprawdzie chroni przed zimnem i zapewnia pływalność, ale nie ułatwia samego pływania oraz dostania się do tratwy. Wszystkie te
czynności trzeba znać i powtarzać ćwiczebne alarmy, aby w tym jednym krytycznym momencie wykonać wszystko jak należy.