"Pragniemy, by sprawa wyszła na jaw, gdyż przeżywamy dramat" - napisali do naszej redakcji "pracownicy Urzędu Morskiego w
Szczecinie". Dyrekcja UMS twierdzi, że zarzuty zawarte w liście są nieprawdziwe bądź mocno przesadzone.
Bohater anonimu (autorzy twierdzą, że nie podpisali się z obawy o pracę) Wojciech Łuczak,
działacz LPR zastąpił niedawno w UMS Andrzeja Borowca. Łuczak jest człowiekiem spoza administracji morskiej i na stanowisku zastępcy dyrektora UMS miał być zatrudniony przy poparciu min. Rafała
Wiecheckiego (LPR), którego jest kolegą.
Według autorów listu, nowy zastępca dyrektora "zaczął traktować UMS jak swój prywatny folwark". Zaniepokojenie wzbudziło polecenie W Łuczaka, aby komórki
organizacyjne przygotowały dane dotyczące pracowników. - Od początku jak przyszedł, stopniowo i systematycznie robi ten przegląd w swoim pionie - potwierdza jeden z zatrudnionych. Niektórzy więc
podejrzewają, że w miejsce zwalnianych będzie zatrudniał "swoich".
Wojciech Łuczak odpiera te zarzuty i wyjaśnia, że przegląd stanowisk w podległym pionie technicznym należy do jego obowiązków. -
Do nich mogą też należeć zmiany kadrowe. Trudno mi jednak polemizować ze sformułowaniami zawartymi w tym anonimie, bo żaden z tych zarzutów nie ma odzwierciedlenia w rzeczywistości - twierdzi. - Do tej
pory nie zdarzyło się, abym kogoś zwolnił. Nie mam też zamiaru zwalniać z innych niż merytoryczne powodów.
Według dyrektora UMS Józefa Gawłowicza, wbrew temu, co zarzucają autorzy anonimu, wicedyrektor
używa służbowego samochodu zgodnie z prawem, wyjeżdżając na lotnisko w Goleniowie po powracającego do Szczecina ministra Wiecheckiego, któremu podlegają urzędy morskie.
- Jeżeli natomiast chodzi o
"atmosferę" w UMS, to ludzie mają trochę racji. Być może mój zastępca rozmawiał z pracownikami w zbyt obcesowy sposób - przyznaje jednak Gawłowicz.