- Nawet gdyby Stocznia Szczecińska Porta Holding SA zawarła układ z wierzycielami, nie było szans na ratunek - stwierdził wczoraj w sądzie
Andrzej Stachura. To kolejny świadek w procesie byłych prezesów stoczniowego holdingu.
Toczy się on przed szczecińskim Sądem Okręgowym. Wczoraj przez cały dzień zeznania składał tylko jeden świadek-
Andrzej Stachura, prezes Stoczni Szczecińskiej Porta Holding SA od 20 maja do 19 czerwca 2002 roku. Teraz prezes Stoczni Szczecińskiej Nowa. Przedstawił on m.in. ostatnie miesiące holdingu.
- Trudności
z płynnością finansową holdingu zauważyłem w 2001 roku, kiedy nie otrzymałem zapłaty za świadczone usługi malarskie wykonane przez spółkę, którą wtedy kierowałem - Alround Ship Service - tłumaczył
Stachura.
Kilka miesięcy później - na początku maja 2002 roku nie było jeszcze wniosku o upadłość Porty Holding. - Był za to złożony wniosek o wszczęcie postępowania układowego. Jednak moim zdaniem,
nawet gdyby taki układ zawarto z wierzycielami, nie było szans na ratunek. Do układu wchodziła kwota w wysokości 400 mln zł. Było to za mało w stosunku do wielkości zobowiązań - mówił prezes.
Okazało
się, że wierzytelności pozaukładowe wynoszą prawie 1,4 mld zł. - Wystąpiliśmy do banków o redukcję zobowiązań. Część z nich zgodziła się, ale nie wszystkie. To uniemożliwiało porozumienie i dalsze
finansowanie. Uznałem, że jedyną możliwością jest upadłość. Dlatego złożyłem rezygnację - stwierdził świadek.
Jego zdaniem, nie można określić jednej przyczyny upadłości stoczni. - Jest ich wiele:
sytuacja na rynku shippingowym, przeinwestowanie, brak restrukturyzacji np. organizacji produkcji, duża ilość prototypów statków, których realizacji podjęła się stocznia, utrata płynności finansowej -
wyliczał Stachura.
Pod koniec czerwca 2002 roku po przekształceniu spółki Alround Ship Service powstała Stocznia Szczecińska Nowa. Stachura został jej prezesem.