Stoczniowe związki zawodowe nie zgodziły się na zaproponowane przez zarząd firmy podwyżki wynagrodzeń.
Z pisma,
jakie otrzymaliśmy, wynika, że nadal domagają się 40-procentowej podwyżki - mówi Andrzej Stachura,
prezes Stoczni Szczecińskiej Nowej.
Kierownictwo firmy zaproponowało wcześniej wzrost płac
średnio o ok. 8 proc., łącznie z podwyżką ustaloną już w grudniu zeszłego roku. Pracodawca poinformował o tym na piśmie zakładową "Solidarność" i związek Stoczniowiec, które są z nim w sporze
zbiorowym.
Odpowiedź, jaką otrzymaliśmy na nasze postulaty, jest właściwie żadna. To tylko jakaś regulacja premiowa uważa Jan Janiec, przewodniczący Stoczniowca. W naszym piśmie do zarządu wnioskujemy
więc o kolejne pilne spotkanie stron sporu zbiorowego. Czekamy, aby usiąść do stołu i powiedzieć pracodawcy: panowie, żądamy tyle i tyle, czekamy na wyjście z propozycją, bo chcemy ten problem zamknąć.
Jednak, według prezesa Stachury, stanowisko związkowców skończy się podpisaniem protokółu rozbieżności i powołaniem mediatora, który oceni, czy firmę stać na takie podwyżki.
Uważam, że mediator
zajmie stanowisko podobne do tego, jakie ma zarząd, bo stoczni po prostu nie stać na taki wydatek pieniędzy. Chyba że po raz kolejny chcemy tę firmę "wywalić" argumentuje prezes.
8 procent
podwyżki, które proponujemy, to bardzo dużo, bo oznacza 400-procentowy wzrost w stosunku do inflacji, a w porównaniu do ustawy budżetowej ponad 250-procentowy szacuje Stachura.