Rozmowa z kpt. ż.w. Michałem Czerepaniakiem, dyrektorem generalnym Polaris Usługi Morskie, a jednocześnie konsulem
honorowym Republiki Cypru
- Transformacja ustrojowa w Polsce otworzyła nowe perspektywy dla branż wcześniej nieobecnych na rynku pracy. Do takich należy firma Polaris, którą stworzył pan od
podstaw 15 lat temu. Dzisiaj kreuje marynarski rynek pracy i znana jest każdemu pływającemu. Czy to satysfakcjonujące osiągnięcia?
- Jesteśmy profesjonalną agencją pośrednictwa pracy dla marynarzy,
także zarządzającą załogami. Budujemy kariery marynarskie i czuwamy nad ich prawidłowym rozwojem. Pilnujemy awansów, dbamy o szkolenia oraz wszelkie certyfikaty naszych podopiecznych. Zarządzamy kadrą.
Szczycimy się tytułem - pierwszym licencjonowanym zarządcą-agencją załogową w Polsce. Aktualnie zatrudniamy 950 marynarzy różnych zawodów wraz z oficerami u co najmniej 15 armatorów, z czego dwóch
zaliczanych jest do największych na rynkach światowych. W rezerwie posiadamy też 600 osób, które w każdej chwili mogą znaleźć stosowne dla siebie zatrudnienie. W archiwum skomputeryzowane mamy dane 7700
fachowców wszystkich morskich specjalności. Pierwsi w Polsce dostrzegliśmy też problem odbywania przez studentów szkół morskich praktyk pływających, które w połowie lat 90. zostały mocno utrudnione.
Organizujemy je na statkach pod obcą banderą przeważnie pod opieką polskich oficerów. Dysponujemy 60 miejscami dla praktykantów, studentów morskich uczelni i to u najlepszych armatorów. Uzyskaliśmy je
dzięki dobrej renomie nie tylko naszej agencji, a także wspaniałej opinii o polskich kadrach morskich.
Nasza praca sprowadza się do roli służebnej w stosunku do marynarzy. Jestem przekonany, że udało
się naszemu zespołowi wypracować godne traktowanie zawodu marynarza i egzekwować ów szacunek u pracodawców. Robimy wszystko, by marynarze skierowani za naszym pośrednictwem wszędzie czuli się pewnie i
bezpiecznie, a ich rodziny wiedziały, że zawsze mogą liczyć na pomoc agencji. Zainwestowaliśmy w nowoczesny, dobrze wyposażony tabor samochodowy do przewozu marynarzy. Nieograniczony wagowo bagaż,
przesyłki paczek do i od rodziny to dla nas dzisiaj norma. Ponieważ znam zawód marynarski od podszewki, wiem z autopsji, że partnerskie traktowanie marynarzy przez agencję pośrednictwa pracy skutkuje
wzajemną lojalnością, przywiązaniem i dobrą współpracą.
- Jak ocenia pan obecny marynarski rynek pracy?
- Istnieje kilka aspektów tego zagadnienia. Skoncentruję się na wybranych. Według
moich obserwacji na polskim marynarskim rynku pracy nie ma dziś nadmiaru pracowników. Rynek ten bowiem jest już globalny. Szacuję, że 30-40 tys. naszych rodaków pływa pod obcymi banderami, a Filipińczyków
ponad 300 tys., tyle samo marynarzy z Indii i nieco mniejsza grupa Chińczyków. Marynarski rynek jest obecnie rozchwiany, bowiem istnieje boom w shippingu, eksplozja przypadkowych armatorów. Powstało
mnóstwo firm niemających pojęcia o organizacji firmy żeglugowej. Armatorzy jednego lub kilku statków szukają za wszelką cenę załóg na otwartym rynku płacąc nawet 40 proc. więcej. Przy najbliższej bessie
pod "nóż" pierwsze pójdą koszty załogowe i ci ludzie zostaną bez zatrudnienia. Sądzę, że za cztery, pięć lat skończy się hossa i statki zostaną uwiązane przy kejach czekając na lepsze czasy.
Pozostaną, jak to już bywało, jedynie ci armatorzy, którzy mają własne strumienie ładunków i podpisane wieloletnie kontrakty. W tym aspekcie rynek powróci do normy. Marynarze, którzy trzymali się jednego
armatora z pewnością nie utracą swojego miejsca pracy i pozycji, dlatego jak wszędzie w życiu potrzebna jest rozwaga.
- Pańska firma pośrednicząca w zatrudnianiu marynarzy współpracuje z wieloma
uczelniami. Jak ocenia pan tę współpracę?
- Nasza firma działa w realnym świecie walcząc z konkurencją innych nacji. Aby tę konkurencję wygrywać z pożytkiem dla naszych klientów, musimy
dopasowywać się do ustalonych reguł i czasu, który mamy do dyspozycji. Niekiedy przychodzi nam stwierdzić, że zrozumienie zasad działania wolnego rynku nie pojawiło się jeszcze w murach wielu szacownych
instytucji, które trzymają się skostniałych schematów rodem z dawnych czasów. Widać tu jednak pewien postęp. Pojawiło się wielu młodych, dobrze wykształconych wykładowców oraz urzędników z praktyką morską
na nowoczesnych statkach. Są oni nadzieją na to, że w przyszłości i jakość kształcenia, i poziom zawodowy absolwentów pozostanie na światowym poziomie. Pojawiły się także inne pozytywne tendencje, jak
chociażby umożliwienie przez Studium Języków Obcych Akademii Morskiej w Szczecinie kształcenia ustawicznego, co dla marynarzy ma ogromne znaczenie. Produkt uczelni jakim są studenci, nie zawsze jest do
dyspozycji rynku pracy w czasie, kiedy bezkosztowo u najlepszych armatorów mogliby, z pożytkiem dla własnych karier, odbywać praktyki pływające. Często nie rozumiem skąd bierze się brak zrozumienia, że
wszyscy jesteśmy tylko ogniwami łańcucha usług (kształcenie, pośrednictwo, kreowanie kariery) służących jednemu celowi; optymalnemu i efektywnemu przebiegowi kariery zawodowej marynarza.
- Jakie
jest podłoże takich refleksji?
- W moim odczuciu nie traktuje się priorytetowo działalności kadrowej w przedsiębiorstwach armatorskich, dlatego nasza rola postrzegana jest bardzo subiektywnie. W
opinii niektórych, postrzegani jesteśmy jedynie jako pośrednicy - żyjący z trudu i znoju morskich uczelni i marynarskiego potu. Nie docenia się roli promocji i budowy kariery marynarskiej, którą z
powodzeniem od lat prowadzimy. Najlepszym dowodem na skuteczność naszej organizacji jest liczna grupa 32-34-letnich kapitanów i starszych mechaników, którzy pojawili się w naszej firmie 10-12 lat temu
jako praktykanci.
- Polaris to także jedno z pierwszych prywatnych biur podróży w Szczecinie...
- Tak jest w istocie. Jesteśmy pionierami w organizacji przewozów oraz przelotów
marynarskich. Znajdujemy się też w czołówce sprzedaży usług turystycznych grup zorganizowanych, jak i osób indywidualnych. Możemy zaplanować i przygotować podróż dla każdego w każdy zakątek świata i to w
konkurencyjnej cenie.
- Czy obowiązki konsula honorowego Cypru przysparzają sporo pracy?
- Z pewnością jest to funkcja społeczna, prestiżowa, niemniej jednak rutynowo administracyjna.
Zadaniem konsula jest dbałość o administrowanie bandery. Jeszcze do niedawna do Szczecina zawijało rocznie ponad 200 statków pod cypryjską banderą. Dziś jest ich o wiele mniej, więc obowiązków ubyło. Do
sporadycznych zdarzeń należy reagowanie w sytuacjach problemowych osób indywidualnych - obywateli Republiki Cypru.