Dalekomorski jacht "Matylda" znaleziono w nocy ze środy na czwartek w pobliżu Kołobrzegu.
O dryfującej
jednostce poinformowali rybacy, a do portu doholował ją statek badawczy "Doktor Lubecki" z gdańskiego Instytutu Morskiego. - Jacht znaleźliśmy 6 mil morskich od Kołobrzegu - wyjaśnia Sylwester
Mansfeld, kapitan "Doktora Lubeckiego". - Nikogo na nim nie było, a na pokładzie znaleźliśmy rozrzucone narzędzia.
Według S. Mansfelda, jacht tej wielkości może być obsługiwany tylko przez jedną
osobę. Prawdopodobnie podróżował nim żeglarz, który chciał naprawić jakąś usterkę i wypadł za burtę.
Po dokonanych przez policję oględzinach okazało się, że kapitan jachtu to 63-letni duński żeglarz,
zamieszkały na stałe w Hiszpanii. Teorię o awarii i wypadnięciu za burtę zdaje się potwierdzać to, że na jednostce policja zastała włączony GPS i UKF-kę. Obecnie policja ustala okoliczności wypadku i
trwają procedury zmierzające do odstawienia jachtu do właściciela.