Zbigniew Zalewski, wiceprezydent Szczecina, powrócił na ławę oskarżonych. Prokuratura jest przekonana, że
Zalewski posługując się współoskarżonym Janem S., chciał w 2003 r. wyłudzić łapówkę od jednej z firm ubiegających się o kontrakt w szczecińskim porcie. Wiceprezydent zapewnia, że jest niewinny i liczy, że
sąd ponownie go oczyści z zarzutów.
Sprawa przed Sądem Rejonowym w Szczecinie toczy się od początku, bo korzystny dla Zalewskiego, uniewinniający wyrok (współoskarżony Jan S. został skazany jako
oszust), uchylił sąd II instancji. Przy okazji sędzia Bożena Strączyńska wyraziła miażdżąco negatywną ocenę pracy sądu I instancji. W tej odsłonie procesu, na czele składu orzekającego stanął doświadczony
sędzia, Paweł Marlicz.
Zbigniew Zalewski jest oskarżony o to, że będąc wiceprzewodniczącym Rady Nadzorczej Zarządu Morskich Portów Szczecin i Świnoujście miał w 2003 r., za pośrednictwem Jana S.,
zażądać od przedstawicieli gdańskiej Hydrobudowy SA przynajmniej 100 rys. zł w zamian za pomoc w wygraniu przetargu na warte wiele milionów zł roboty w porcie w Szczecinie. Korupcyjną propozycję miał w
imieniu Zalewskiego złożyć Jan S., w trakcie obiadu, który odbył się jesienią 2003 w hotelu "Panorama". Obecny zastępca Mariana Jurczyka w obiedzie uczestniczył, ale wyszedł zanim propozycja
korupcyjna padła.
Obserwując obu oskarżonych, aż trudno uwierzyć, że mogli współpracować. Trudno też uwierzyć, że z Janem S., którykolwiek z prezesów firm chciał rozmawiać o inwestycji, a było ich
przynajmniej kilku! W ławie obok siebie zasiedli elokwentny, dobrze ubrany polityk i wysławiający się z trudem, plącząc wątki rencista. Poznali się działając na początku lat 90. w Porozumieniu Centrum.
Odpowiadając na pytania sądu, Jan S. zapewnia, że wszystko co robił, czynił na polecenie Zbyszka. Tak wciąż mówi o współoskarżonym. Twierdzi, że nie miał innych motywów niż tylko chęć bycia "potrzebnym
takiemu człowiekowi jak Zalewski". Tej bezinteresowności przeczą jednak odczytane zeznania, w których S. przyznaje, że otrzymywał od paru biznesmenów, których od połowy lat 90. umówił z Zalewskim na
spotkania "w sprawie pomocy przy załatwieniu inwestycji", drobne kwoty jako rekompensatę kosztów powrotu do domu. Z wyjaśnień wynika, że "Zbyszka" Jan S. musi znać dobrze, bo cytując go używa
charakterystycznych dla Zalewskiego sformułowań. A relacjonując rzekome przekazywanie Wiceprezydentowi pieniędzy od biznesmena Krzysztofa M. (na dowód, że współpracował już tak z Zalewskim w innym
wypadku), odtwarza znaną tylko bywalcom sali sesyjnej RM Szczecina drogę przez urząd. W niekorzystnych dla siebie kwestiach, dopytywany przez sędziego Marlicza, Jan S. zasłania się brakiem pamięci.
Kolejna rozprawa odbędzie się pod koniec maja. Wówczas na pytania sądu będzie odpowiadał Zbigniew Zalewski.