Ryszard Kwidziński, jeden z wiceprezesów stoczniowego holdingu, nie wyprowadzał własnego majątku spod
ewentualnego zajęcia komorniczego. Przekazał go rodzinie po to, by móc dać państwu akcje w celu ratowania stoczni. Taki warunek postawił bowiem resort skarbu.
Wniosek ten wynika z orzeczenia Sądu
Najwyższego, który podtrzymał kilka dni temu werdykt Sądu Apelacyjnego. SN przyznał rację rodzinie Kwidzińskiego i oczyścił ją z zarzutów.
R. Kwidziński przypomina, jakie były powody "wymiany"
majątków: - 15 maja 2002 r. u ówczesnego premiera Millera odbyło się spotkanie. Stocznia Szczecińska była wtedy w zapaści. W obecności kilku ministrów i bankowców premier zażądał oddania akcji przez
właścicieli holdingu. Tym bowiem warunkował pomoc państwa dla stoczni. Zgodziłem się na to, również w imieniu pozostałych członków zarządu Porty Holding.
Kwidziński twierdzi też, że Ministerstwo Skarbu
zwlekało z przygotowaniem dokumentu, na podstawie którego miało przejąć akcje od wszystkich prezesów. Pomimo tego ci udzielili ministrowi pełnomocnictw wykonywania praw z tych akcji.
- Ponieważ nasza
deklaracja u premiera była jednoznaczna, poprosiłem żonę, aby zrzekła się notarialnie prawa do swoich akcji. Taki warunek pojawił się zresztą potem w nadesłanym nam z ministerstwa dokumencie - tłumaczy
Kwidziński.
W związku z tym małżeństwo dokonało na nowo podziału majątku. W zamian za akcje, na rzecz żony prezesa przeszły m.in. nieruchomości, w tym dom jednorodzinny.
Jednak podczas pobytu
szefów holdingu w areszcie Prokuratura Okręgowa zarzuciła im pozorny charakter umów notarialnych (podobne operacje majątkowe wykonali też pozostali prezesi). W tym czasie toczyło się już przygotowawcze
postępowanie prokuratorskie w sprawie narażenia stoczniowego holdingu na wielomilionowe straty przez zarząd firmy. Zdaniem śledczych, akty notarialne miały uchronić majątki prezesów przed zajęciem przez
wierzycieli, gdyby przegrali przyszłą sprawę.
- Odpisałem, aby w sprawie powodów zawarcia aktów notarialnych prokuratura porozumiała się z ministerstwem. Ale ta przeszła nad tym do porządku dziennego -
twierdzi Kwidziński.
Prokuratura wytoczyła sprawę Kwidzińskiemu i jego rodzinie. W pierwszej instancji prezes ją przegrał. Jednak Sąd Apelacyjny uznał jego argumenty. Oczyścił rodzinę z zarzutów. Umowy
nie były pozorne, a mieszkanie dla córki było prezentem za zdaną maturę. Orzeczenie na jego korzyść podtrzymał kilka dni temu także Sąd Najwyższy.
O podobny czyn zostali oskarżeni pozostali prezesi
holdingu. Jednak ich sprawy są na razie zawieszone.