Stocznia Pomerania nie ma doku, więc statki buduje na lądzie i potem woduje za pomocą dźwigów. Wczoraj postawiły one
na wodzie kadłub jednostki treningowej, która służyć będzie do nauki zawodu marynarza i oficera we flocie handlowej Niemiec.
- To największa jednostka zbudowana i zwodowana na terenie stoczni przy
ul. Gdańskiej w całej historii istnienia tu przemysłu stoczniowego - informuje Ryszard Stoltmann, prezes Stoczni Pomerania w upadłości.
Na linach zawisł 400-tonowy ciężar. Żeby przestawić 48-metrowy
kadłub trzeba było sprowadzić z Danii dźwig pływający. Wykonawcami jednostki są spółki z tej stoczniowej grupy - Pomerania Service i Pomerania Seatech.
Obie firmy rozpoczęły działalność w 2004 r. w
wyniku restrukturyzacji Stoczni Pomerania. Jak informowaliśmy, w lipcu 2004 r. na wniosek zarządu spółki sąd ogłosił upadłość Pomeranii z możliwością zawarcia układu z wierzycielami.
- Wobec braku
możliwości uzyskania w tym okresie kredytów i gwarancji bankowych działalność produkcyjna i usługowa na terenie stoczni została przeniesiona do tych spółek - wyjaśnia Stoltmann. - Zatrudniają one 250 osób
na terenie kraju i za granicą. Na ten rok posiadają kontrakty na kolejne cztery kadłuby.
W sumie na majątku Pomeranii działa ponad 40 firm. Czy nadal będą mogły produkować i remontować na terenie przy
ul. Gdańskiej? Prezes Stoltmann uważa, że nad przyszłością "tak udanej restrukturyzacji" wisi groźba, którą niesie za sobą ogłoszenie w czwartek upadłości likwidacyjnej.
Jak informowaliśmy,
powodem zgłoszenia Pomeranii do likwidacji był brak porozumienia stoczni z Zarządem Morskich Portów Szczecin i Świnoujście. Ze sprzedaży majątku port chce odzyskać ok. 10 mln zł, którymi musiał spłacić
zaciągnięty przez Pomeranię kredyt na zakup majątku.