Powoli posuwa się czoło floty lodołamaczy w górę Odry. Najpierw bowiem mniejsze jednostki muszą uporządkować sytuację
na dolnym odcinku rzeki.
- Czołówka lodołamaczy jest obecnie w rejonie Gozdowic - informuje Krzysztof Woś, kierownik wydziału utrzymania i eksploatacji wód Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w
Szczecinie.
- Kry mamy bardzo dużo, więc jednostki pracują głównie na dolnym odcinku Odry, próbując upchnąć jej jak najwięcej na jezioro Dąbie - tłumaczy Woś.
Skruszone kawałki lodu spłynęłyby o
wiele szybciej, ale dodatnie w ciągu dnia temperatury spadają nocą poniżej zera i wiązana ściętą wodą kra zatrzymuje się. - Lód staje w nocy jak zaczarowany. Na drugi dzień trzeba ogromnego wysiłku załóg
lodołamaczy, aby go ponownie "uruchomić" - mówi kierownik RZGW.
Kra jest wyjątkowo gruba, średnio na 40 centymetrów. Tworzą się także pod nią lodowe igiełki. Na dodatek kra spiętrza się miejscami
do samego dna i na 1,5 metra w górę.
- Takich zatorowych miejsc jest do ujścia Warty bardzo dużo - mówi Woś. - Gdyby ten lód na dole chciał i miał gdzie odpłynąć, czoło akcji dopłynęłoby do ujścia
Warty w dwa dni. Nie może jednak tego zrobić, aby nie dokładać kry do tej na dole.
O trudnościach w pokonaniu zamarzniętej rzeki świadczą awarie niemieckich lodołamaczy, z których dwa musiały popłynąć
na naprawę do stoczni.
Z polskiej strony lody łamią jednostki przedsiębiorstwa Odra3.