Rozmowa z Mirosławem Bułdą, superintendentem kompanii żeglugowej Phoenix Reederei GmbH, która niedawno
otworzyła oddział w Szczecinie
- Często bywa pan w Miami na Florydzie. Czym zajmuje się tam placówka Phoeniksa?
- Placówce w Miami podlega większość floty naszego armatora - dziewięć
statków, które operują w rejonie Karaibów. W ciągu tygodnia lub dwóch 5-6 z nich zawija do tego portu. W związku z tym jest tam otwarte biuro, w którym pracują dwie osoby. Koordynują one wszystkie
działania włącznie z przestrzeganiem kodu ISPS, który dotyczy spraw bezpieczeństwa w żegludze. Po zamachach terrorystycznych Amerykanie są pod tym względem bardzo restrykcyjni. Placówka sprawdza więc
wszystkie procedury lub wdraża je na jednostkach, które wpływają do Stanów.
- Jaka jest pana rola w firmie?
- Pracuję w nadzorze technicznym. Moim zadaniem jest sprawdzanie, jak zachowuje
się statek i załoga w rejsie. Sprawdzam też zabezpieczenia i alarmy, a także jak działają urządzenia i mechanizmy. Zajmuję się także przygotowaniem frachtowca do prac dokowych. Rozmawiam z kapitanem i
chiefem mechanikiem w sprawie bieżących problemów i zamówień na części.
- Czy życie superintendenta jest uciążliwe?
- Nie jest ono łatwe, ponieważ wiąże się z częstymi wyjazdami.
Praktycznie raz w miesiącu latam gdzieś po świecie. Jutro np. udaję się do Hongkongu, gdzie stoi nasz statek "Suedertor".
- Co pan robił, zanim zatrudnił się pan u Phoeniksa?
- Jestem
absolwentem WSM, którą ukończyłem w 1980 roku. Potem pracowałem w PLO, a od 1988 r. u armatorów niemieckich jako chief mechanik. Od 2001 roku pracuję w firmie Phoenix Reederei, zaś superintendentem jestem
w niej od 2002 r.
- Kto oprócz pana stanowi trzon menedżerski spółki Phoenix Polska, którą firma matka otworzyła w Szczecinie kilka dni temu?
- Są to Gerard Zieliński, absolwent
Politechniki Szczecińskiej, oraz Jarosław Klusik i Sławomir Turniak - obaj po WSM.
- Co chce robić wasza firma w Szczecinie?
- W związku z tym, że na rynku są problemy z ulokowaniem w
stoczniach zleceń na budowę nowych statków, armatorzy muszą sobie radzić w inny sposób; budują sekcje lub całe kadłuby w danym kraju, a wyposażają je u siebie. Przynosi to dobre rezultaty, bo koszty
takiej jednostki są relatywnie niższe, zaś korzyści obopólne. Nasz armator planuje budowę nowych jednostek. Być może więc będziemy budowali sekcje lub nawet całe kadłuby w Polsce, a wyposażali je w
Niemczech.
- Z kim chcecie współpracować w Szczecinie?
- Z dotychczasowymi partnerami stoczniowymi, a także z nowymi. Nasza oferta jest również skierowana do marynarzy, którzy mają być
okrętowani na nasze jednostki. Planujemy zatrudnić około 500 osób, w większości na morze. Obecnie nasza flota liczy 18 jednostek, ale zwiększy się do 30.
- Dziękuję za
rozmowę.