Uważam, że jeśli polskiej bandery nie uda się z powrotem przywrócić na statkach w ciągu 2-3 lat, to ten dobry
brand i symbol narodowy, jakim wciąż jest, zostanie zapomniany i upadnie twierdzi pragnący zachować anonimowość żeglugowiec po naszym artykule, w którym wypowiedział się Adam Mazurkiewicz, związkowiec
"Solidarności" i inspektor ITF.
Menedżer dodaje, że gdy w PŻM część floty była jeszcze pod polską banderą, to inspektorzy byli mniej podejrzliwi. Jak tylko statki zostały przeflagowane, to
"zaczęły się częstsze inspekcje i zrzędzenie".
Czy flota polskich armatorów wróci pod biało-czerwoną banderę? Kluczowe znaczenie będzie miał kształt dwóch ustaw o podatku tonażowym i pracy na
statkach. W tej drugiej sprawie trwają jednak przepychanki ze związkowcami.
Podatek tonażowy to upraszczając inna wersja podatku dochodowego od osób prawnych tłumaczy nasz rozmówca.
Żeby
wystarczyło na statki
Przypomina on, że żegluga to branża gospodarki, która najostrzej poddawana jest okresom prosperity i dekoniunktury. W czasie hossy armatorzy zarabiają wielkie pieniądze, a
podczas bessy ponoszą straty, do których nikt im nie dopłaci, a firma traci zdolność inwestowania w nowe statki. Właśnie m.in. takie okresy powodowały, że z konieczności oszczędzania kompanie żeglugowe
przerejestrowywały swoje frachtowce z narodowych pod tanie bandery.
Chodziło m.in. o to, aby nie płacić podatku, lecz równą co roku opłatę zależną od wielkości statku lub potencjału przewozowego
wyjaśnia żeglugowiec. Różnie to jest liczone, ale im większy statek, tym większa opłata za jego tonaż.
Ustawa o podatku tonażowym, o której wprowadzeniu mówi się od wielu lat, jest obecnie w Sejmie.
Ten projekt umożliwia wyłączenie armatora spod działania ustawy o podatku dochodowym na 10 lat. Pod warunkiem, że zainteresowany wyrazi taką wolę i złoży deklarację. Musi oczywiście zarejestrować swój
statek pod biało-czerwoną banderą. Wtedy będzie płacił zryczałtowaną stawkę podatku.
Według eksperta ustawa, która jest w parlamencie, proponuje armatorom bardzo konkurencyjne stawki. Na przykład
PŻM-owi będzie się zdecydowanie opłacać przenieść masowce spod flagi Panamy czy Bahamów pod polską.
Zdaniem shippingowca, bardzo realne jest, że nowe prawo stanie się konkurencyjne dla innych
międzynarodowych rejestrów żeglugowych i być może spowoduje wysysanie statków pod polską banderę. Dodaje on, że podatek tonażowy istnieje już w większości państw Europy Zachodniej, a jego wprowadzenie
zahamowało tam proces przeflagowywania floty.
Jaka pensja?
Jednak uchwalenie przez Sejm podatku tonażowego może się okazać pyrrusowym zwycięstwem, jeżeli pod naciskami niektórych
związków zawodowych dojdzie do zmiany zapisów w Ustawie o pracy na morskich statkach handlowych.
Obecnie polscy i zagraniczni armatorzy zatrudniają załogi za pośrednictwem spółek zarejestrowanych np.
w kraju bandery statku. Menedżer uważa, że z punktu widzenia marynarza pieniądze, które zarabia na takich kontraktach, są "całkiem niezłe". W przypadku np. stanowiska marynarza jest to 1450 USD
miesięcznie. Za ten zarobek marynarz musi sobie sam opłacić m.in. ubezpieczenie zdrowotne i emerytalne oczywiście jeśli chce. W przypadku stanowiska kapitana, pensja na kontrakcie dochodzi do 5 tys. USD.
Tymczasem idea związków zawodowych jest taka, żeby marynarz dostawał tyle samo, ile otrzymuje na tzw. wolnym rynku dotychczas, a dodatkowo, aby pracodawca płacił to wszystko, co dotychczas było
wkalkulowane w pensję kontraktową mówi żeglugowiec. Takie podejście sprawi, że armatorzy nie skuszą się na podatek tonażowy i polska bandera nie będzie znów powiewać na burcie.
Armatora na to
nie stać
Przytacza symulacje, jakie np. dla PŻM wykonali niezależni eksperci. Wynika z nich, że gdyby dziś przywrócić na statkach polską banderę i dać marynarzom polskie prawo pracy, to w ciągu 10
lat kosztowałoby to tę firmę dodatkowe 300 mln USD.
Armatora na to nie stać. Trzeba by rocznie sprzedać jeden nowy statek, aby zaspokoić takie związkowe oczekiwania. To z kolei doprowadziłoby do
obumarcia przedsiębiorstwa.
Zresztą, jak dodaje, żaden armator na świecie nie ponosi tego typu dodatkowych kosztów pensji. Chyba że dopłaca mu do niej państwo. Tak jest np. w Niemczech. Jeżeli na
pokładzie jest załoga mieszana, niemiecka i międzynarodowa, to w układzie zbiorowym pracy Niemcy podlegają układowi niemieckiemu, ale za to dopłaca niemieckie państwo. Natomiast obcokrajowcy są na
układzie międzynarodowym.
W przypadku polskiej Ustawy o pracy na morskich statkach handlowych związki zawodowe chciałyby, aby dopłacało polskie państwo. Ale ono nie dopłaci, bo nie ma na to pieniędzy
podkreśla menedżer.
Wolne płace pod biało-czerwoną
Ale w jednym z zapisów ustawa daje możliwość zatrudnienia marynarzy na dotychczasowych zasadach. Jeżeli strony, czyli właściciel statku
i marynarz, porozumieją się, to mogą zastosować do zatrudnienia inne prawo niż polskie. Uważam, że to rozwiązanie jest znakomite, bo współgra z Ustawą o podatku tonażowym, co może przyciągnąć flotę pod
narodową banderę uważa nasz rozmówca..
Menedżer przypomina, że na podstawie takiego zapisu ustawy pod biało-czerwoną banderą pracują już załogi na dwóch statkach Euroafriki.
W tej sytuacji uważam,
że związek "Solidarność" zachowuje się dwuznacznie. Z jednej strony deklaruje, że nie sprzeciwia się wprowadzeniu Ustawy o podatku tonażowym, z drugiej jednak dąży i naciska na to, aby nie było
możliwe zatrudnianie załóg na prawie innym niż polskie mówi ekspert. Gdyby do tego doszło, rząd powie armatorom: daliśmy wam ustawę o podatku tonażowym, o którą zabiegaliście, aby ułatwić sobie
działalność. Obiecaliście, że w takiej sytuacji przeflagujecie z powrotem statki pod biało-czerwoną banderę i co? A armatorzy wtedy odpowiedzą: ale przecież zmieniono drugą ustawę, która współgrała z tą
pierwszą, powodując, że stała się martwa.
Według naszego rozmówcy, zniechęciłoby to także armatorów zagranicznych, którzy dla obniżenia kosztów chcieliby wciągnąć na maszty polską banderę. A tak
mielibyśmy szansę stać się nareszcie państwem morskim ubolewa menedżer.
Żeglugowiec uspokaja, że projekt ustawy o podatku tonażowym przewiduje ostre warunki techniczne eksploatacji frachtowców. Nie ma
mowy, aby pod takim prawem tolerować statki o obniżonym standardzie bezpieczeństwa i technicznym. Zapisy są nawet nieco ostrzejsze niż pod dotychczasową polską flagą, aby uniknąć napływu z całego świata
jednostek o obniżonym standardzie.
Uważa on, że gdyby znów udało się sprowadzić statki pod narodową banderę, to budżet państwa miałby stabilny dopływ gotówki z podatku tonażowego nawet w czasie bessy.
Armatorzy zaś nie szukaliby rozwiązań w "inżynierii fiskalnej" i nie zastanawialiby się, jak uniknąć płacenia horrendalnych podatków. Sytuacja w żegludze stałaby się wreszcie klarowna. Widać,
niektórzy jednak wolą mętną wodę dodaje żeglugowiec.