Gorąco było wczoraj pod Parlamentem Europejskim w Strasburgu, gdzie manifestowało kilka tysięcy dokerów, a wśród
nich 20 portowców ze Szczecina i Świnoujścia. Protestanci zaczęli rzucać petardami, kamieniami i butelkami. Gdy rozbito szybę w budynku poczty Parlamentu Europejskiego, policja użyła armatek wodnych i
gazów łzawiących. Jeden policjant został ranny.
Przemarsz 7 tysięcy dokerów z kilkunastu państw UE rozpoczął się o godz. 13 i trwał do 15. Zakończył się pod gmachem PE, gdzie posłowie mają
rozpocząć debatę nad nowymi przepisami, które powinny zliberalizować usługi przeładunkowe w portach i dopuścić do nich firmy z zewnątrz. Portowcy obawiają się, że w konsekwencji wielu z nich pójdzie na
bruk Manifestanci nieśli hasła: "Stop dyrektywie w usługach portowych", "Wrzućcie sobie tę dyrektywę do trumny", itp. Z europejskimi kolegami maszerowała ponad 40-osobowa delegacja portowców i
związkowców z "Solidarności" z portów Gdańska i Gdyni i z Zarządu Morskich Portów Szczecin i Świnoujście SA.
- Musimy pokazać determinację, bo w środę zapowiedziano głosowanie nad dyrektywą w
Parlamencie Europejskim - poinformował jeszcze przed zajściami Adam Mazurkiewicz, szczeciński inspektor Międzynarodowej Federacji Transportowców.
- Manifestacja była pokojowa - uważa Ryszard Hatylak,
wiceprzewodniczący, "Solidarności" portów Szczecin i Świnoujście. - I dopiero koledzy z Hiszpanii chcieli sobie postrzelać z petard, a policjanci nie wytrzymali i od razu poleciały gazy łzawiące i
polało się trochę wody.
Hatylak dodał, że przedstawiciele protestujących, a wśród nich Adam Mazurkiewicz, udali się z petycją do europarlamentarzystów. - Myślę, że nasz protest pomoże i parlament nie
przegłosuje zmian w portowym prawie.
Portowców najbardziej bulwersuje przepis, dopuszczający tzw. samoobsługę w portach przez załogi statków. Według Komisji Europejskiej, która już po raz drugi
forsuje tę dyrektywę, ma to położyć kres monopolowi portowych dokerów na rozładunek i załadunek statków. Dzięki nowym przepisom, armatorzy mogliby zatrudnić własnych przeładowców. To sprawiłoby, że
pojawiłaby się konkurencja i usługi portowe by staniały. Miałoby się także zwiększyć zatrudnienie. Portowcy twierdzą, że obowiązek przeładunków zrzucono by na i tak już przemęczonych pracą marynarzy. Z
kolei zatrudnianie nieprzeszkolonych ludzi to zagrożenie bezpieczeństwa pracy.
Proponowaną dyrektywą zaniepokojeni są również m.in. piloci, którzy wprowadzają do portów statki handlowe. Jak
poinformowała PAP, przeciw dyrektywie jest także wielu europosłów. - Nie możemy dopuścić, by prace dokerskie były wykonywane przez niewykwalifikowany personel - powiedział francuski socjalista Henri
Weber. - W pełni solidaryzujemy się ze strajkującymi dokerami - dodał niemiecki eurodeputowany z frakcji Zielonych Michael Cramer.
Manifestację w Strasburgu poprzedził mocny akcent w portach.
Strajk dokerów sparaliżował bowiem pracę nabrzeży w belgijskiej Antwerpii, drugim co do wielkości porcie w Europie. Dołączył port w Zeebrugge. Z kolei Holendrzy poinformowali, że do strajku przyłączają
się dokerzy Rotterdamu, co najmniej 600 osób. W mniejszej skali zaprotestował Amsterdam. Do dwudniowego strajku wezwały też hiszpańskie związki zawodowe, które uważają, że gdyby dyrektywa unijna weszła w
życie, to w ciągu dwóch lat pracę straciłoby ok. 25 procent portowców. Wskutek ich protestu, przeładunki zostały sparaliżowane w Bilbao i Santander, a Porty na Wyspach Kanaryjskich i w Barcelonie
przeładowywały na minimalnych obrotach. Protestowano też w innych portach.
Dyrektywa szczególnie mogłaby zagrozić dotychczasowym firmom w polskich portach, które są słabo technicznie uzbrojone. Polskie
porty nie strajkowały. Wcześniej odbyły się tu spotkania informacyjne.