Szykuje się rewolucja w zarządzaniu gospodarką morską i rybołówstwem w Polsce. Rząd ma nowe pomysły na organizację tej
gałęzi przemysłu. Nowe koncepcje wzbudzają sprzeciw rybaków.
Sztab Kryzysowy Rybołówstwa źle przyjął zapowiedzi reformy departamenty rybołówstwa. Rząd planuje utworzenie głównego urzędu ds. gospodarki
morskiej i rybołówstwa i podporządkowania go Ministerstwu Infrastruktury. "Sytuacja taka była już przed 1989 rokiem i rozwiązanie to okazało się błędne. Za pozostawieniem branży rybołówstwa pod nadzorem
Ministerstwa Rolnictwa przemawia wiele argumentów, a w szczególności to, że generalnie w Unii Europejskiej jest ono w resorcie rolnictwa bądź stanowi odrębne ministerstwo. Całą branżę obowiązuje nadzór
weterynarii podległy MR" - piszą do premiera rybacy.
- Jeśli pomysł zostanie utrzymany, to już powinien być powołany zespół, który ustali, jakie kluczowe działy należy z resortu "wyjąć", żeby nie
zaszkodzić branży - dodaje Ryszard Klimczak ze Stowarzyszenia Armatorów Rybackich. - Jeśli zostawi się tam przetwórstwo i rybactwo, to będziemy mieli wielki bałagan i blokadę możliwości realizacji
wspólnotowej polityki rybackiej.
Rybakom doskwiera jeszcze jeden problem - mimo zmian politycznych, departamentem rybołówstwa kieruje wciąż Grzegorz Łukasewicz, mianowany na to stanowisko przez
poprzedniego SLD-owskiego ministra Jerzego Pilarczyka. Rybacy mu nie ufają, wspominając jego pracę w minionej kadencji. Co więcej, pod koniec ub. roku złożyli nowemu ministrowi wniosek o podejrzenie
możliwości popełnienia przez G. Łukasiewicza przestępstwa poprzez sfałszowanie dokumentów, na podstawie których departament delegował osoby z klucza partyjnego do Komisji Doradczej UE. Rybacy
dotychczasowe rozmowy z przedstawicielami resortu w sprawie zasad prowadzenia polityki rybackiej nazywają "spotkaniami towarzyskimi". Skarżą się także, że co innego słyszeli w czasie kampanii
wyborczej, a co innego zastają w resorcie.